Kochani w związku z zapytaniem w komentarzu o
możliwość przekazania 1% dla Jagusi, postanowiłam uczynić z mego bloga delikatną prywatę. Wiem, że mi wybaczycie – w końcu cel szczytny.
Pod moimi postami często powstają komentarze, aby zawsze sprawdzić czy niegrzeczność, złość naszych dzieci do tylko bunt, charakter czy już może zaburzenie.
Przyjaciel mojego Męża, zanim zaczęliśmy posiadać swojego Potomka, wyjawił Mu podczas męskiego, zakrapianego spotkania - teorię Rodzicielstwa, którą gdzieś kiedyś wyczytał, a która zapadła mu w pamięci...
Bardzo ciekawy artykuł i płynące z niego wnioski...
Niejednokrotnie sama czuję, że wychowanie adopcyjnego dziecka bywa jednak trudniejsze niż własnego.
Ostatnio jechałam z Mężem samochodem i rozpoczęłam temat, w którym nie za bardzo umiem się wysłowić i nazwać przemyślenia, które mam...spróbuję może tu :).
Witaj :) z racji, że troszkę to zajmie a podsumowanie tak czy tak się przyda, założyłam nowy post sugerowany Twoim zapytaniem. Poza tym jestem pewna, ze dzięki temu uzyskasz więcej sugestii niż tylko Moja - bo dziewczyny zaraz pewnie się rozpiszą :).
Zanim poznałam Czarodzieja byłam pewna, że jakiekolwiek imię by miał to i tak je zmienię, bo miałam wizję imion, które chciałabym nadać swoim dzieciom... chyba każda z Matek ma...więc stwierdziłam - dlaczego Ja mam z tego rezygnować?
Jak to jest, ze mój Czarodziej spędziwszy pierwszy rok życia w dosyć pokaźnej Rodzince zastępczej, totalnie nie radzi sobie z "przemocą". Kiwają Go wszystkie dzieci - nie wdał się w Mamę, oj nie :)
W "Wysokich obcasach" pojawił się artykuł. Już nawet nie chodzi o to, że znam bohaterkę. Jej historii był tu poświęcony post i każdy, kto chciałby tę historię poznać, znajdzie tu do niej odnośnik. Dziś nie o tym.
Dziś o komentarzach - załamały mnie te, pod artykułem ...
Joanno! Musiałam tu umieścić. Normalnie nie wierzę ...
Nawet nie wiem jak to podsumować... może wy spróbujecie ? http://www.youtube.com/watch?v=GqpiRwnCXXU
Dziś minął rok od momentu, kiedy Czarodziej pojawił się w naszym życiu. Tego dnia zeszłego roku dostaliśmy informację, że jest taki Gagatek, który pasowałby do Naszej rodzinki...
Dziewczyny poradźcie!!! Co zrobić z dzieckiem, które notorycznie ulega wypadkom :(
O przewracaniu się już nawet nie mówię, ale o uderzeniach wynikających ... no właśnie z czego?
Opiszę Wam sytuację.
Aktualny tydzień przebiega pod znakiem nauki mówienia i dosyć pokaźnej liczby wypadków. Spokój był przez miesiąc-dwa i nie było większych urazów a teraz znowu się zaczyna...
Ta sprawa pozostawiana jest Rodzicowi adopcyjnemu do samodzielnej decyzji. Ośrodek jedynie sugeruje, że lepiej jest dziecku "od zawsze" mówić o tym, że jest adoptowany, oczywiście w sposób możliwy do przyjęcia i zrozumienia, na miarę Jego wieku.
Znowu kawałek formalności, które we wcześniejszych etapach pisaniny gdzieś mi umknęły a przydałoby się i jednak je opisać. Tym razem na tapecie nowy akt urodzenia Czarodzieja.
Często jak czytam w necie różne adopcyjne historie, to ludzie opisują tam spacery czy branie do domu dziecka, o którego adopcję się starają. Jak dla mnie to mega szczęściarze i taki model adopcji nadaje dużo płynności i spokoju całemu procesowi.
Mam przyjaciółkę, która jest położną w jednym z dużych Miast. Gdy spotkałam się z nią jakieś dwa miesiące temu a po raz pierwszy od czasu, gdy Czarodziej jest już z Nami, zapytałam ją, jak często są u nich w szpitalu porzucane dzieci i czy zawsze jest to związane z patologią.
Odpowiedz mnie zaskoczyła... Z jej doświadczenia wynika, że wcale nie!
Jak tylko napisałam, że się martwię, że Czarodziej nie potrzebuje przytulania, nie woła jak się obudzi itd. to zaczęły się na maksa akcje przytulania Go po spaniu.
O tym jak niedoskonała jeszcze jestem jako Matka - choć szczerze mówiąc nie liczę na to, że kiedykolwiek doskonała będę :) - świadczą moje dzisiejsze zakupy ...
To głównie ciało Czarodzieja na początku pokazywało Nam jak dużym stresem jest dla Niego adopcja. Nie płakał, nie krzyczał, nie histeryzował, tylko się ogromnie spinał...
Dziś sobie zdałam sprawę, że mamy pierwsze sukcesy za sobą :)
Nawet nie wiem kiedy pozbyliśmy się nawyków, które budziły we mnie mocny niepokój - ssanie kciuka za kciukiem i uderzanie główką przy zasypianiu i rozbudzaniu na prawo i lewo.
Pierwsze tygodnie były jak kosmos :)
Wniosłam do chaty dziecko, którego kompletnie nie znałam. Nie wiedziałam co lubiło jeść, jak lubiło spędzać czas, jaki miało charakter. Miałam tylko rozpiskę od Opiekunki, której nie odstępowałam na krok.
Na kursie, na spokojnie każda z rodzin mogła z psychologami ustalić konkretną datę wizyty. Na tym etapie mieszkanie nie było w żaden sposób dostosowane do obecności dziecka. Pewnie niektórzy mieli już zrobione pokoiki, ale nie my ...
dobrze, że choć posprzątaliśmy :)
Skoro doszłam już do tematu Fas, to pójdę krok dalej i opiszę
na czym wg. mnie polega "stygmat" dziecka adoptowanego… Ja, doszłam do wniosku, że
coś takiego istnieje .
Oczywiście to tylko Moje doświadczenia i chciałabym abyście tylko tak do tego podeszli.
Na pewno nie ma reguły.
Dziś jest ten dzień, kiedy zdecydowałam się ruszyć ten temat...ogromnie ciężki dla Mnie temat. Ale wiem też jedno - ciężki prawdopodobnie dla każdego Rodzica adopcyjnego...
Po wyjściu z Domu zastępczego, posadziliśmy Czarodzieja na tylnym siedzeniu w aucie.
Jechałam z przodu odwracając się do Niego co i rusz, trzymając Go za rękę, aby nie czuł się samotny.
Jak tylko ruszyliśmy przestał płakać, krajobrazy były zbyt ciekawe, aby tracić czas na płacz. Był zachwycony, wszystko przeżywał, wzdychał i pokrzykiwał.
Na chwilę wrócę do Rodziny zastępczej Czarodzieja...
Opiekunowie zajmowali się w sumie 11 dzieciaczkami, mieli również dzieci swoje. Z Czarodziejem spotykaliśmy się w specjalnym pokoju zabaw i nigdy nie widzieliśmy innych dzieci. Na początku pod okiem Opiekunów, potem mogliśmy być już sami i próbować nawiązywać naturalniejszą więź.
Nie oszukujmy się, nie ma nic gorszego niż jak ktoś obserwuje twoje próby złapania kontaktu z dzieckiem, które ma to gdzieś ... :)
Dzień zero - czyli dzień, w którym Czarodziej zamieszkał z Nami. Rozpoczęliśmy go od niezbyt przyjemnej rozprawy sądowej... Nieprzyjemnej może dlatego, że przyspieszyłam ją pismem do sądu powołującym się na działanie na niekorzyść dziecka?
Rodzic adopcyjny ma pełną swobodę postawienia warunków, jakie chce mieć dziecko: płeć, wiek, stan zdrowia.
W praktyce wygląda to tak mniej więcej tak: im więcej warunków - tym dłuższy czas oczekiwania.
Gdy ten blog poszedł w świat, pojawiły się głosy, że może pomóc innym, którzy mają tę drogę dopiero przed sobą, bądź są na etapie zastanawiania się, czy jest to droga dla nich. Nie ukrywam, że taki jest mój cel. Nie wiem jednak na ile uda mi się go osiągnąć a na ile blog ten będzie pisaniną kogoś, komu się wydaje, że Jego życie jest ciekawe i może coś dać innym ...
Kurs ... według Nas jedno w tym wszystkim było najważniejsze...poczucie po co ten kurs jest i do czego ma Nas przybliżyć. Obserwowaliśmy innych uczestników kursu i przynajmniej połowa z nich się buntowała, krytykowała... a ja się od początku zastanawiałam "po co? Nie szkoda im energii?".
Zawsze bardziej od dziecięcej kupy miałam problem z gilami. Masakra. Do końca życia zapamiętam materiał "Mikołaje na motorach" podczas mojego dziennikarskiego stażu. Robiliśmy wywiady z dzieciakami w przedszkolu. Ten, który chciał najwięcej gadać miał gile do pasa - jak na złość :).
Przy okazji moich i Czarodzieja zmagań z akceptacją siebie nawzajem, wiele znajomych mi kobiet zaczęło poruszać temat związany z miłością kobiety do dziecka. Pojawia się od razu po porodzie czy może chwilę później?
Sytuacja, kiedy dziecko nie chce byś była Jego "Starą" jest ciężka, ale ktoś powinien być tu mądrzejszy ... Całe szczęście był ... Mąż, bo raczej nie Ja.
Byłam w pracy, gdy zadzwonił telefon a na wyświetlaczu pojawiło się " Ośrodek adopcyjny".
Nie dzwonili od 9 miesięcy, od czasu kwalifikacji i uprzedzali, że gdy zadzwonią, to to będzie TEN telefon...
13 grudzień 2011 - pechowy dzień. Na chwilę przed wyjazdem wywaliło nam w aucie tylną szybę, po prostu, wybuchła elektryka... szybka zamiana aut i pędzenie na złamanie karku, aby zdążyć na ogłoszenie, kto dostał kwalifikację a kto nie.
Kurs zakładał 40 godzin zajęć w grupie pod okiem psychologów. Kurs rozpoczęło 6 par, z przyczyn różnych w grudniu 2011 ukończyły go tylko 3 pary, w tym My.
5 godzin z psychologiem :) byłam pewna, że tego nie zdam. Ci co mnie znają wiedzą czemu :) szablonowa to ja nie jestem... neurotyczna, uparta, podobno pewna siebie, bezpośrednia i szczera do bólu.
Czasem to dużo ułatwia ale tak samo często przeszkadza.
Telefon. Z ośrodka. We wrześniu możemy rozpocząć kurs adopcyjny. Ostatni w tym Ośrodku, gdyż zamykają go w związku z reformą.
No i ruszyło.
Myśleliśmy o tym często ale teraz stało się to tak realne, że aż dziwne.
Nasza historia zaczęła się jeszcze przed naszym ślubem czyli przed 2009 r.
Z różnych względów...(przede wszystkim genetycznych i zdrowotnych) temat adopcji pojawił się w naszym życiu dość wcześnie, bo jeszcze przed ślubem.
Coraz więcej osób w dzisiejszych czasach ociera się o temat adopcji dzieci. W swoim otoczeniu znam jeszcze dwie pary oprócz Nas, które się na nią zdecydowały.
W życiu moim i mego Męża 9 miesięcy temu pojawił się On - Czarodziej ...