sobota, 9 listopada 2013

Propozycja Ośrodka niezgodna z preferencjami Rodziców.

Zainspirowana pewnymi wydarzeniami pomyślałam, że warto poruszyć temat związany z nieoczekiwanymi dla Rodziców adopcyjnych - propozycjami Ośrodka.

My, podczas procesu adopcyjnego, przy okazji rożnych rozmów o dziecku określaliśmy, że możemy adoptować rodzeństwo. Po zakończonym kursie, poproszono Nas na rozmowę podsumowującą Nasze preferencje i zapytano, czy nadal myślimy o dwójce dzieci. Mąż od razu powiedział, że po konkretnej analizie tematu, nie chcemy skakać od razu na głęboką wodę i jednak decydujemy się adoptować najpierw jedno dziecko. Wśród pracowników zapanowała chwilowa cisza, konsternacja i tyle było w temacie.
Parę dni później, dowiedzieliśmy się, że zaprzyjaźnionej Rodzinie kończącej z Nami kurs, zaproponowano w tym okresie - Rodzeństwo. Są szczęśliwi, a My czasem myślimy, że Ośrodek brał Nas chyba tu też pod uwagę ale pokrzyżowaliśmy im (nieumyślnie) plany... Tak miało być - bo Naszym dzieckiem miał być Czarodziej!

Ostatnie wydarzenia innej zaprzyjaźnionej Rodziny, związane z otrzymaniem od Ośrodka zgoła innej propozycji niż oczekiwali, spowodowały że zechciałam jeszcze raz jasno tu napisać.
My - Rodzice adopcyjni - mamy prawo decydować o tym, jakie dziecko i ile chcemy adoptować. Niestety wiążę się to czasem z odrzuceniem propozycji Ośrodka. Nierzadko jest tak, że Rodzicom adopcyjnym przedstawiana jest propozycja odbiegająca od ich preferencji np. zamiast jednego dziecka proponuje się dwójkę lub trójkę, bądź zamiast dziecka zdrowego - chore. Najmniejszy problem wydaje się być wtedy, gdy Ośrodek proponuje dziecko w trochę innym wieku niż chcieli Rodzice adopcyjni, ale w trochę innym a nie różnica 5 lat...

Taka sytuacja jest dla wielu Rodziców adopcyjnych bardzo dużym stresem. Obawiamy się, że odmowa procentować będzie niepochlebną opinią Ośrodka o Nas, jako o zbyt wymagających. Boimy się też, że kolejnej propozycji może nie być, bo wydaje Nam się, że skoro własnych dzieci nie mamy, to powinniśmy się godzić na dzieci, które proponuje Nam Ośrodek, mimo że nie uwzględniono naszych kryterii.

Chciałabym tu jednoznacznie podkreślić, że JA uważam, że nie należy decydować się na sytuację, na którą nie mamy w pełni wewnętrznej zgody w sobie. Bo to spowoduje dramat i dzieci i Rodziców. Każda adopcja niesie za sobą wyzwania inne niż macierzyństwo naturalne, wielu z Nas od początku musi dużo pracować nad swoimi dziećmi, nad tym z czym w swoim młodym życiu już zderzyć się musiały. Nie każdy z Nas jest gotowy na dziecko chore, starsze czy dwójkę dzieci.
Ja nie ukrywam, że dla mnie zaporowym tematem jest dziecko ciężko chore (nie na alergię czy zeza), nie wiem jednak jak zareagowałabym na propozycję dziecka dużo starszego bądz rodzeństwa. Myślę że byłoby ciężko, bo sam Czarodziej daje mi sporo popalić :).

Podczas spotkaniami z Ośrodkiem, zaznaczam swoje granicę i staram się nie pozostawiać bramki, być może dlatego, że sama boję się, że mogliby zaproponować Nam dziecko/dzieci, na które nie będziemy gotowi. Może się tak zdarzyć, bo nie od dziś wiemy, że to nie Rodzicom szuka się dzieci - tylko dzieciom Rodziców. I Ośrodek może uznać, że dla danych dzieci możemy się nadawać na Rodziców, mimo że wiek, stan zdrowia dzieci różni się zgoła od tego, czego oczekujemy. Wychodzę z założenia, że skoro Oni mają prawo proponować - to My mamy prawo odmówić.

Namawiam więc jasno do zaznaczania swoich granic a jeśli już doszło do propozycji niezgodnej z naszymi preferencjami, do wsłuchania się w siebie i podjęcia decyzji zgodnej ze sobą. Wydaje mi się, że konsekwencje odmowy, wbrew naszym strachom, nie są tak dotkliwe. Mam przynajmniej taką nadzieje, że tak to działa, bo podczas całego kursu wpajano Nam, że możemy odmówić! Nie znam rodziny, której drugi raz nie zaproponowano dziecka, bo raz odmówili. Znam natomiast takich, którzy z taką sytuacją musieli się zmierzyć a po kolejnych paru miesiącach odnaleźli "swoje" dzieci.

A oto moje dziecię. Masakrycznie zbuntowane i niepokorne od paru dni. Słyszę tylko: "Mama nie!" "Mama daj" . Tutaj "wybieguję " Ahmeda Terrorystę, bo jak Ahmed wymęczony - to przychylniejszy Matce :).




7 komentarzy:

  1. Amen :-) !

    ... podpisuję się oczywiście pod tym wszystkim czym tylko mogę się podpisać ;-)
    I pamiętajmy: nie ma niechcianych dzieci - są tylko nieodnalezione rodziny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chociaż nasz przypadek jest jakby wyjatkem od reguły, bo najpierw poznaliśmy i pokochaliśmy dziecko a potem wywiad rodzinny powaliłł nas na kolana. Podjęliśmy wyzwanie i jesteśmy szczęśliwi, bo czujemy się tą właściwie odnalezioną rodziną.
      No, ale najważniejsze to mierzyć siły na zamiary, bo życie mamy tylko jedno i nikt nie może mieć go zmarnowanego.

      Usuń
  2. Zgadza się, Wy macie zdeczka pogmatwaną historię :)
    Ale i takie są!!! I dobrze że piszesz o tym!

    OdpowiedzUsuń
  3. :* Dostałam dziś takiego smsa od kuzynki, która podczytuje mojego bloga: "Kto podąża za głosem serca, nigdy nie zbłądzi". Mam nadzieję, że to prawda.
    Dzięki dziewczyny, jesteście częścią mojej drogi.... :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwiałaś tym postem bardzo wiele moich wątpliwości. Dziękuję i właśnie tak zamierzam postąpić ! W końcu to nasze życie i to my wiążemy się z tym konkretnym dzieckiem do końca naszych dni, a ośrodek nie będzie specjalnie nam w tym pomagał, więc ostateczna decyzja powinna być niewymuszona i zgodna z tym, co sami czujemy gdzieś tam w głębi serca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuję Ci za ten post. Z tygodnia na tydzień przekonuję się, że różne sytuacje mogą nas spotkać na adopcyjnej drodze. Ale wiem, że najważniejsze to być w zgodzie ze sobą. I tego się będziemy trzymać, choć nie zawsze będzie łatwo. Jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. My już mamy takie rozmowy za sobą.Pani dokładnie nas wypytała,jakie dziecko chcemy.Może i brutalnie,ale określiliśmy swoje preferencje - jeśli wezmę dziecko nie zgodne ze swoimi oczekiwaniami,najnormalniej na świecie nie dam sbie z nim rady,a ono z nami-proste.I wszystko legnie w gruzach.Nie czułam się komfortowo podczas wybierania "to nie,a tamto zaakceptujemy" ale tu nie chodzi o zachciankę ale o całe życie -nasze i tego dziecka.Będąc małżeństwem po traumatycznych przejściach związanych z leczeniem-mam prawo-tak mi się wydaje-strzelić los w pysk i zażądać szczęścia takiego,z jakim dam sobie radę.I to samo powiedziała psycholog w naszym ośrodku.
    Z tego co widzę nasze panie nie proponują dzieci niezgdonych z oczekiwaniami,ale mojemu znajomemu,który prosił o zdrowego dwulatka ze względu na bardzo aktywny tryb życia ośrodek zaproponował chorą na nowotwór czterolatkę.
    Gdzie tu jakiś sens?Wiem jaką traumą dla nich było zrezygnowanie z propozycji.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)