Może się czepiam... A może nie?
Czy tylko mi się wydaje, że to ostatnio dość pospolity i chwytliwy temat?
http://kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/kiedy-adopcja-sie-nie-udaje/g2xzt
Tylko czemu?
Bo wcześniej raczej nigdy o tym w ten sposób nie rozmawiano?
Bo kiedyś nie wypadało, bo nie było wolno, bo rodzice adopcyjni to były maszyny, które miały się cieszyć niezależnie od trudności - dużych trudności - które napotykały (bądź przynajmniej miały o tym nie mówić)?
Bo kiedyś przecież dzieci nie bywały adoptowane, każdy miał swoje dzieci a po wielu kobietach nie było widać, że chodziły w ciąży :) ?
( jak byłam mała, często padały teksty, że po jakiejś koleżance mojej Mamy, mojego Taty, nie było widać że jest w ciąży a nagle dziecko miała... Moja teoria jest taka, że tak 20 lat temu wyglądała adopcja :) ).
A może po prostu teraz się o tym mówi, bo nadszedł czas, kiedy Rodzice, którzy przeżyli coś takiego, MOGĄ o tym mówić i otrzymują zrozumienie od innych?
Nadeszły czasy, kiedy tak naprawdę można mówić o wszystkim. Przynajmniej Ja tak uważam.
Najpierw sama adopcja przestała być tematem tabu, a teraz - co jest w jakiś sposób naturalną konsekwencją - nieudana adopcja jest też czymś o czym się mówi.
A może się o tym mówi, bo w dzisiejszych czasach po prostu coraz więcej ludzi dzieci mieć nie może i jednak "liżą" w jakiś sposób ten temat? Część może nawet z powodu tych właśnie zagrożeń rezygnuje.
( Choć czy na pewno? Niełatwo wyrzec się marzeń o dziecku, nawet pomimo takich głosów ).
Temat jest "pospolity" bo podejrzewam, że każdy z Nas ma w swoim otoczeniu ludzi, którzy już adoptowali, niedługo adoptują bądź na jakimś etapie życia nad adopcją się zastanawiali.
Nie wiem...zastanawiam się głośno. Mój blog - to mogę :D
Dużo dziś znaków zapytania...
Jeśli się czepiam, to chyba dlatego, że pomimo pełnej świadomości tematu, chciałabym czytać takich historii jak najmniej, dla swojego psychicznego dobra :(. Fajnie byłoby posłuchać też historii udanych adopcji, ale takich, gdzie są już dorosłe dzieci, bo co z naszych małych Ancymonów wyrośnie, to pewnie jeszcze wszystko przed Nami...
A może to syndrom "Bab w ciąży" - może trafiam na te artykuły, tylko dlatego że uderzają w moje obawy, strachy... Może to wcale niepospolite, niechwytliwe...
p.s. od godziny czytam komentarze i można w nich odnaleźć trochę takich historii o jakich chciałabym czytać ...
Wczoraj również czytałam i myślę sobie, że u nas to jak zwykle ze skrajności w skrajność: najpierw jakaś kwestia jest absolutnie zakazanym tematem tabu, a potem klepie się o niej na prawo i lewo - i to właśnie na takich popularnych portalach, gdzie najczęściej nie liczy się rzetelna informacja ani merytoryczne przygotowanie autora tekstu, tylko poszukiwanie taniej sensacji. Dlatego o udanych adopcjach pisze się zdecydowanie rzadziej, bo te nieudane i zakończone rozwiązaniem są bardziej spektakularnym i "chwytliwym" tematem.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej zastanawia inna rzecz. Według danych z artykułu na ponad 100 wniosków o rozwiązanie adopcji jedynie 25 zostało faktycznie rozwiązanych. I jak ma dalej żyć dziecko ze świadomością, że rodzice tak naprawdę go nie chcą i że zostało z nimi tylko dlatego, ponieważ tak zdecydował sąd? To musi być dopiero koszmarne uczucie...
Noooo... dzieciak zazwyczaj daje popalic w momencie dojrzewania czyli juz wszystko kuma... nie wiem masakra...tak czy tak - rodzina jest juz przegrana...
UsuńDla mnie ten materiał jest jakiś dziwny i nieprawdziwy. To takie szukanie na siłę sensacji. Nagle ktoś odnalazł kobietę, która nie poradziła sobie z trudnym dzieckiem, trudne dziecko wyrosło na nieudaną matkę i my z otwartymi buziami to czytamy zastanawiając się czy i nas nie spotka ten los, czy nasze dzieci też się takie nie okażą.
OdpowiedzUsuńCzekajmy na artykul o niedobrych dzieciak biologicznych!!!! To dopiero by bylo :)
UsuńTaaa, albo o tym że wychuchany i wydmuchany synek czy córeczka zatłukli rodziców. Wg szanownych redaktorów trudne i złe dzieci to tylko adopcyjne i z domów dziecka.
UsuńHmm, mam wrażenie, że bohaterka tej publikacji czytała o mnie..... I jakoś dziwnie się czuję, jakbym była jakimś prekursorem tematu....
OdpowiedzUsuńTak, temat jest teraz na topie, aczkolwiek wg mnie nie jest pokazywany tak jak trzeba. W tym akurat przypadku tylko złe strony, jednoznacznie - mnie ruszyła przeprowadzka do innego miasta (to jeszcze przejdzie) aby ich (znaczy rodziców) nie wytykano palcami. Ich, nie dziecka. I to już mi nie przechodzi.
Mimo, iż sama jestem po rozwiązaniu adopcji - jakby nie było.
Artykułu o niedobrych dzieciach biologicznych nie będzie. Nagłaśnia się jednorazowe przypadki okrucieństwa czy szczególnie trudnych dzieci nie uogólniając - co ma miejsce w komentarzach.
Spróbuję coś zadziałać - jestem umówiona z dziennikarką Polityki (bo temat jest na topie), poprosiła mnie o rozmowę na temat odczuć po rozwiązaniu przysposobienia.
Nie mam zamiaru ograniczać się do ulgi (bo jest, nie będę ściemniać), bo wewnętrzne rozszarpanie jest jednak dominujące.
A co do czepiania? Beata, Ty akurat masz ten temat na topie i dlatego te tematy klikasz, pomijając inne, które Ciebie nie interesują. Moja koleżanka np klika autyzm i aspergera. Ja klikam nadal nowotwory i to co Ty.
Na Twoim miejscu nie czytałabym natomiast komentarzy. Naprawdę. Większość komentujących to teoretycy i pojęcia nie mają co to adopcja.
Beonda, bo czytała :) Zobacz końcówkę (przedostatni paragraf).
UsuńMasz rację, u mnie to tak jak wspomniałam - syndrom "Bab w ciąży" które notorycznie widzi kobieta nie mogąca mieć dzieci.
Ale jest tak jak mówicie - artykuł jest niepełny - brakuje w nim czegoś - wielotorowości tematu. Szkoda że media tak działają ... ważne aby szokować!
Beonda - pozdrów Nas w Polityce :) (albo tylko Czarodzieja :P )
Ja pierdzielę, wolałabym tego nie czytać... Nie artykułu, ale komentarzy... Ludzie są żałośni i nie mają sumienia, wykrzykują marne, żałosne teksty w przestrzeń... Jak można tak pisać o ludziach...? O dzieciach... Straszne.
OdpowiedzUsuńNiedobrze mi się zrobiło.
Odpisałam Ci u Ciebie :) a tu przesyłam wirtualnego przytulańca !!! :)
UsuńDziękuję :* <3
Usuń