Gdy ten blog poszedł w świat, pojawiły się głosy, że może pomóc innym, którzy mają tę drogę dopiero przed sobą, bądź są na etapie zastanawiania się, czy jest to droga dla nich. Nie ukrywam, że taki jest mój cel. Nie wiem jednak na ile uda mi się go osiągnąć a na ile blog ten będzie pisaniną kogoś, komu się wydaje, że Jego życie jest ciekawe i może coś dać innym ...
Dla mnie cały proces adopcji poza emocjami, ciężkimi tematami i decyzjami był też bogaty w różnorodne strachy...Czy będę dobrą Mamą? Czy pokocham obce dziecko? Czy jestem na tyle normalna, aby ktoś wziął na siebie odpowiedzialność zadecydowania, że uda Mi się kogoś wychować? Czy to dobry moment?
Zawsze wiedziałam, że dzieci chcę mieć i że nigdy nie ma na to dobrego momentu, także ten dylemat został porzucony i uznałam, że skoro los mówi że to teraz, no to wchodzę w to ...
Ciężka była też kwestia mojej normalności - już pisałam wcześniej, że znaczna część populacji jest jednak bardziej szablonowa niż ja ... ale skoro Ośrodek zadecydował, że mi ufa to stwierdziłam, że nie będę z nimi dyskutować :) w końcu może klnę jak szewc, gadam co myślę i często fatalizuję ale nikogo przecież nie zabiłam.
Dopóki wszelkie tematy były hipotetyczne, szłam jak burza. Schody rozpoczęły się, gdy pojawił się Czarodziej. Może nie tyle schody co rozterki mocno emocjonalne.
Czy będę dobrą Mamą? Nie wiem, stwierdziłam któregoś dnia, że to osądzi Czarodziej za parę dobrych lat i wydaje mi się, że świadectwem na to będzie to, na ile On będzie sobie radził ze swoim życiem. Także zamęczanie się tą myślą jest bezsensu.
Od pierwszej chwili, gdy podjęliśmy decyzję, że chcemy aby Czarodziej był z Nami, rozpoczęły się moje "myśleniówy", stresy i poganianie samej siebie (i to jest ten mój charakter, nie umiem pozostawiać spraw własnemu biegowi tylko je popędzam, naciskam). Wszyscy bliscy mówili abym poczekała, ale jednocześnie ludzie na około mnie, którzy również w ten sposób układali swoje życie nie mieli takich rozterek. U nich wszystko szło pięknie, miłość od pierwszego wejrzenia i happy end. A ja przychodziłam po spotkaniach z Czarodziejem i czasem nawet płakałam. Płakałam, bo widziałam w sobie słabość do walczenia o to, aby On chciał Nas, płakałam bo wyobrażałam sobie to inaczej. Płakałam bo zaczęłam się bać, że może nie podjęłam dobrej decyzji, że tylko mi się wydawało, że mogę pokochać "dziecko z chmur".
Moje wyobrażenie było idylliczne... szybka akcja i jesteśmy rodziną, kochamy się całym sercem i wszystko jest gicior. Uratowało mnie chyba tylko to, że miałam świadomość tego, ze nigdy nie byłam Matką Polką, nigdy nie byłam taką osobą, która uwielbia dzieci i zakochuje się w nich od pierwszego wejrzenia. Zawsze do dzieci, nawet bliskich znajomych traciłam dystans dopiero po paru dobrych spotkaniach. Na dobrą sprawę więc czym się różniła nasza sytuacja?
To, że wiedziałam, że to Moje Dziecko nie czyniło od razu z automatu, że się Nim emocjonalnie stawało. Teraz widzę, że niepotrzebnie rozdrabniałam temat, zamęczałam Męża, innych, bo powinnam czekać i pewnie ten okres nie byłby dla Mnie tak ciężki. Brakowało mi tylko tego, że nigdy nikt z Ośrodka wcześniej nie powiedział Mi, że miłość się pojawi, ale z czasem... Stanowisko Ośrodka było takie, że możemy odmówić, jeśli nie poczujemy chemii i nikt nie będzie miał o to do Nas pretensji. Czyli nastawili Nas, że widząc Go pierwszy, góra drugi raz powinniśmy czuć miłość - ja to wtedy tak rozumiałam i bardzo oczekiwałam tego po sobie.
Dodam jeszcze, że zanim poznaliśmy Czarodzieja a widzieliśmy tylko Jego papiery (które spełniały nasze wymagania) uznaliśmy, że to jest moment na podjęcie ostatecznej decyzji a nie jak go zobaczymy. Bo nie wyobrażam sobie powiedzieć NIE, bo ... jest nieładny, nieuśmiechnięty ??? Była to dla Nas paranoja. Więc pomimo braku chemii powiedzieliśmy, że się zgadzamy. Teraz jak o tym myślę, to jestem przerażona, że może gdybyśmy byli słabsi to posłuchalibyśmy porad Ośrodka i odrzucili propozycję, bo nie było chemii. Ta myśl Mnie czasem przeraża! Zawsze powtarzam Mężowi, że powinniśmy być rodziną zapraszaną do Ośrodka na spotkanie z rodzinami chcącymi adoptować (jest to element kursu) bo powinni mówić o takich sytuacjach, o takich emocjach. Nie wszystko zawsze jest białe albo czarne. I na wszystko potrzeba czasu i nie należy naciskać na siebie i wymagać więcej niż na dany moment można z siebie dać. To nie jest tak, że tylko taki Czarodziej ma rewolucję. Rodzice też. Ja nie byłam w ciąży, mi hormony nie dawały znać, że będę Matką, mnie wycięto z mojego życia.Mam teraz nowe... lepsze ... ale też musiałam mieć chwilę, aby nauczyć się w nim funkcjonować...
Dodam tylko, że Ośrodek zawsze Nam mówił, że gdy widują za jakiś czas dzieci, to ich nie poznają, tak bardzo się zmieniają, gdy zaczynają mieć rodzinę. Ja sama nie poznaję Czarodzieja. Gdy Go poznaliśmy był nieuśmiechnięty, z grymasem niechcenia i ciągle, ciągle, ciągle !!! płaczący. Ci, co Go znają teraz wiedzą, że On nie płacze i jest ciągle, ciagle, ciągle !!! uśmiechnięty :)...
Przerażające jest to, jak zgubne jest pierwsze wrażenie...
Chaos...wiem... ale tak ciężko ująć w słowa to co chciałabym przekazać...
witaj my tez wybralismy ta droge, a moze ona wybrala nas...
OdpowiedzUsuńJednak my nadal czekamy na ten telefon ktory powinien juz zadzwonic na dniach :) bede ce podczytywala
anka332
Miło mi. Daj znać jak zadzwonią :)
OdpowiedzUsuńmy tez czekamy na TEn telefon i tak samo jak ty na początku- mam tyle wątpliwości, rozsterek i zawrotów głowy na ten temat ze szok (ania)
OdpowiedzUsuńAniu, mogę ci tylko powiedzieć, że wg mnie to normalne, że masz rozterki :) jak czytałaś, ja jestem chyba jedną wielką rozterką :)
UsuńTo bardzo pomocny blog. Właśnie zdecydowaliśmy, że chcemy adoptować dziecko. Poszliśmy na pierwsze spotkanie. Strach i wątpliwości mnie przygniotły. Nie mogę się ogarnąć bo z jednej strony chcę mieć dziecko a z drugiej panikuję. Boję się, że jestem nienormalna, ale chyba to tylko wielkie oczy stracha.
OdpowiedzUsuńW naszym Ośrodku mówili nam, że miłość pojawi się z czasem, podczas opieki i troszczenia się o dziecko. I tak było.
OdpowiedzUsuń