RAD - syndrom zaburzenia więzi.
Przez cały kurs, przez całe 3 lata drogi adopcyjnej, nikt nigdy w Ośrodku nie powiedział, że istnieje coś takiego jak RAD - a przynajmniej nie mówiono o tym w tak dosadny (jak należałoby) sposób. O FAS trąbią na prawo i lewo, a RAD to takie same gówno! Jak nie gorsze...
Rodzic adopcyjny ma świadomość, że istnieje coś takiego jak problem z nawiązaniem więzi przez dzieci porzucone, ale ja nigdy nie usłyszałam od Ośrodka, że jest na to zdefiniowany termin.
Przez cały kurs, przez całe 3 lata drogi adopcyjnej, nikt nigdy w Ośrodku nie powiedział, że istnieje coś takiego jak RAD - a przynajmniej nie mówiono o tym w tak dosadny (jak należałoby) sposób. O FAS trąbią na prawo i lewo, a RAD to takie same gówno! Jak nie gorsze...
Rodzic adopcyjny ma świadomość, że istnieje coś takiego jak problem z nawiązaniem więzi przez dzieci porzucone, ale ja nigdy nie usłyszałam od Ośrodka, że jest na to zdefiniowany termin.
Dzieci, które przez pierwsze
lata swojego życia nie nawiązały zdrowych relacji z Opiekunem, z wielkim prawdopodobieństwem nigdy nie będą umiały nawiązać zdrowych relacji z innymi ludźmi w dorosłym życiu.
Zawsze bałam się tego, że gdzieś w Czarodzieju pozostanie ślad po tym, że przez pierwsze 21 dni swojego życia leżał w szpitalu i patrzył w sufit. Nikt go nie wziął do rodziny zastępczej i w szpitalu przebywał mimo tego, że nie był chory. Podobno zawiodły procedury. No tak, dla nich to procedury...
Następny rok ( całe szczęście ) spędził w jednej Rodzinie zastępczej, z dwójką Opiekunów. Pocieszam się, że nawet jeśli opieka nie była na najwyższym poziomie (a nie mogła być przy kilkunastu dzieciakach) to miał w koło siebie przynajmniej zawsze te same dwie twarze, a nie zmieniający się personel Domu dziecka.
Zawsze bałam się tego, że gdzieś w Czarodzieju pozostanie ślad po tym, że przez pierwsze 21 dni swojego życia leżał w szpitalu i patrzył w sufit. Nikt go nie wziął do rodziny zastępczej i w szpitalu przebywał mimo tego, że nie był chory. Podobno zawiodły procedury. No tak, dla nich to procedury...
Następny rok ( całe szczęście ) spędził w jednej Rodzinie zastępczej, z dwójką Opiekunów. Pocieszam się, że nawet jeśli opieka nie była na najwyższym poziomie (a nie mogła być przy kilkunastu dzieciakach) to miał w koło siebie przynajmniej zawsze te same dwie twarze, a nie zmieniający się personel Domu dziecka.
Pozostaje mi mieć nadzieje, że ten rok nie będzie miał wpływu na Jego/Nasze życie.
Dzieci z syndromem RAD nie mają empatii, mają problem z okazywaniem uczuć, z sumieniem. Kradną, kłamią, nie widzą konsekwencji własnych poczynań. Życie z takim dzieckiem nie należy do łatwych...
Dzieci z syndromem RAD nie mają empatii, mają problem z okazywaniem uczuć, z sumieniem. Kradną, kłamią, nie widzą konsekwencji własnych poczynań. Życie z takim dzieckiem nie należy do łatwych...
Te dzieci, przez ciągłe porzucanie ich, przestają przyzwyczajać się do kogokolwiek a najczęściej Matkę (tę nową) podświadomie za wszystko obwiniają i karzą.
Jestem po lekturze bloga Matki, której rozwiązano adopcję.
http://prawiejakmama.bloog.pl/kat,0,m,2,page,18,r,2010,index.html?_ticrsn=3&smoybbtticaid=510c36
Nie mogę do siebie dojść. Do dziś wydawało mi się, że winę za rozwiązanie adopcji ponoszą zawsze tylko Rodzice adopcyjni. Znowu życie pokazało mi, że nic nie jest białe ani czarne. Sprawdzając tematykę nieudanych adopcji w internecie okazuje się, że trochę tego jest. To przeraża. To rodzi kolejne strachy.
Przez całą adopcję towarzyszyła mi myśl, że wszystko co najgorsze da się wyprostować... czasem jest to niestety bardzo ciężkie bądź nawet niemożliwe...
Patrzę czasem na Czarodzieja i boję się tego, że pomimo tego, że jest z Nami już 6 miesięcy rzadko daje się przytulać, kiedy my tego chcemy. Pręży się wtedy i wyrywa. Martwi mnie to, że świetnie czuje się sam w swoim towarzystwie w swoim łóżeczku. On nie płacze przed snem, nie woła jak się obudzi...leży i się bawi czekając cierpliwie jak ktoś przyjdzie. Owszem, uśmiecha się jak w końcu przyjdziemy. Wszyscy mówią "skarb nie dziecko" ale ja się zastanawiam, czy to nie dlatego, że On Nas nie potrzebuje... Martwi mnie to, że nadal wykazuje się zbytnią ufnością do innych nieznanych mu osób.
http://prawiejakmama.bloog.pl/kat,0,m,2,page,18,r,2010,index.html?_ticrsn=3&smoybbtticaid=510c36
Nie mogę do siebie dojść. Do dziś wydawało mi się, że winę za rozwiązanie adopcji ponoszą zawsze tylko Rodzice adopcyjni. Znowu życie pokazało mi, że nic nie jest białe ani czarne. Sprawdzając tematykę nieudanych adopcji w internecie okazuje się, że trochę tego jest. To przeraża. To rodzi kolejne strachy.
Przez całą adopcję towarzyszyła mi myśl, że wszystko co najgorsze da się wyprostować... czasem jest to niestety bardzo ciężkie bądź nawet niemożliwe...
Patrzę czasem na Czarodzieja i boję się tego, że pomimo tego, że jest z Nami już 6 miesięcy rzadko daje się przytulać, kiedy my tego chcemy. Pręży się wtedy i wyrywa. Martwi mnie to, że świetnie czuje się sam w swoim towarzystwie w swoim łóżeczku. On nie płacze przed snem, nie woła jak się obudzi...leży i się bawi czekając cierpliwie jak ktoś przyjdzie. Owszem, uśmiecha się jak w końcu przyjdziemy. Wszyscy mówią "skarb nie dziecko" ale ja się zastanawiam, czy to nie dlatego, że On Nas nie potrzebuje... Martwi mnie to, że nadal wykazuje się zbytnią ufnością do innych nieznanych mu osób.
Nieraz dyskutujemy z Mężem, czy właściwe jest to, że Czarodzieja po prostu wychowujemy. Nie ma taryfy ulgowej. Nie ma pobłażania mu, bo miał ciężko. Nie ma tylko kochania. Jest i wymaganie. Po lekturze bloga wierzę, że to ma jednak sens, bo niejednokrotnie dziecko adoptowane fakt ten wykorzystuje na swoją korzyść - "jestem adoptowany, to co się dziwić że przynoszę pały" itd.
Powiem jedno... wychowywanie dziecka adopcyjnego to naprawdę ciężka sztuka. Niestety już zawsze będziemy żyć bez wiedzy, jakie szkody poczynił pierwszy rok życia w Jego główce i czy to co Nas spotka przez najbliższe lata będzie miało związek z błędami popełnionymi przez Nas czy niestety będzie efektem ciężkiego pierwszego roku życia.
Dzisiejszy spacerek ... odchamiamy się na wsi :D |
P.S. Obiecuję, że kolejny post będzie lżejszy :) niestety pisanie takiego bloga uruchamia takie "myśleniówy"... Ten blog będzie według mnie miał sens właśnie wtedy, gdy będę pisała wszystko co czuję, myślę, nie segregując ani odrzucając ... Cieszy mnie też to, że zaczynają go czytać inni Rodzice adopcyjni. Liczę na dyskusję :)
Myślę, że Twoje strachy są jak najbardziej naturalne. Wydaje mi się, że Czarodziej został nauczony takiej zmniejszonej podaży czułości przez sam fakt przebywania w wielodzietnej rodzinie zastępczej. I choć wydaje mi się, że ta RZ była bardzo dobra dla niego, to na pewno ukształtowała pewne zachowania. Mówi się, że adopcja jest pełna dopiero, gdy dziecko zaadoptuje rodziców. I to na pewno dzieje się w Waszym przypadku,ale mały potrzebuje więcej czasu, by przejąć i przyjąć nowe zachowania, których nikt wcześniej przecież go nie uczył. Twoje "myślówy" w mojej opinii świadczą o tym, że wasza więź jest coraz mocniejsza, a miłość coraz głębsza. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńFajnie,że piszesz swoje zdanie, bo patrzysz jeszcze z tego dystansu, który potem sie troche zatraca jak maluch adopcyjny jest już w domu. Tak bardzo chce sie wyprostować jego droge, nadać jej normalności...
OdpowiedzUsuńTymczasem czas, czas, czas :)
Ja miałam (i mam) podobne lęki. Nasza starsza córcia trafila do nas jak miała pół roczku i niestety w tym czasie była na zmianę albo w szpitalach albo w domu dziecka no i pierwsze co mnie zmartwiło po tym jak bylismy już rodziną, to to, że się budzi i nas nie woła. Po jakimś czasie zaczęła a teraz już codziennie rano przybiega do nas i to jest cudowne. Młodsza za to jak się obudzi to krzyczy jak opętana więc już sama nie wiem co jest lepsze czy gorsze. Znaczy wiem, normalność - ale nam do tego daleko :)
OdpowiedzUsuńGdyby nie elektroniczna niania, to bym nawet nie wiedziała, że wstał... bawi się tam uradowany książeczką, samochodzikiem, klockami...czasem krótko, bo się obudzimy od razu a czasem dłużej (bo nawet w niani aż tak bardzo nie słychać, że już wstał). Ciekawe czy gdybym do godz. 10 nie przychodziła, to by tak se leżał bawiąc się ???
OdpowiedzUsuńMoże warto sprawdzić? Przecież będzie chciał jeść czy pić i jak wyda jakiś odgłos a Wy na to wejdziecie chwaląc go za to,to będzie takie pozytywne wzmocnienie że warto się odezwać, bo rodzice wtedy lecą mało nóg nie pogubią :)
UsuńBeti :) widzisz ruszyło :) masz same dobre rady...
OdpowiedzUsuńJa nie mogę nic poradzić, zawsze chętnie czytam, ze wzruszeniem, ale porady, nie mam jak... nie przeszłam tego
NOE
Dziekuje, sory lzy zakrywaja mi oczy. to juz 25 lat jak adoptowalam, ja do dzis czuje sie matka, Ona nigdy mnie jak matki nie traktowala, kradla, klamala, zawsze przed innymi ukazywala mnie jak wroga, bolalo i dzis tez boli, teraz wiem dlaczego.!!! Dzis zyje juz swoim zyciem, pomagam jak umie bo ma 6-tke wlasnych dzieci. Zabronila mi kontaktöw bo wnuczki szalega za mna. Kazde swieta, urodziny jade i zostawiam w ogrodzie prezenty za nie male kwoty. Chce aby mialy to co inne dzieci, chociaz w namiastce. Kupilam Basen, trampoline, aby w akacje spedzane w domu mialy choc troszke radosci...Lubie dawac, mi nie trzeba duzo, przeciez to moja rodzina, szkoda ze cörka tak nie mysli... Nie wiem ile lat bede mogla jeszcze pracowac, dzieci mala coraz wieksze potrzeby, nie wiem czy wiedza ze to od babci, boli, tak strasznie boli,...
OdpowiedzUsuńMam to samo córka lat 15 bardziej ufa wszystkim napotkanym naokoło osobom niż rodzicom adopcyjnym. W relacjach z koleżankami z klasy jesteśmy " opiekunami prawnymi nie rodzicami. Dziecko adoptowane w wieku lat czterech po pobycie w domu dziecka. Wchodzi w toksyczne układy z rówieśnikami często z krzywdą dla samej siebie. Nasze rady wypuszcza jednym uchem a drugim wpuszcza. Słowo odpowiedzialność i zrozumienie że będzie musiała ponosić konsekwencje swoich czynów nie rozumie. Wiem że wiele rodzin adopcyjnych ma te problemy ale społecznie to temat tabu. Kazdy się wstydzi głośno to powiedzieć. Dziesięć lat temu na kursie adopcyjnym nikt nie mówił nam co to jest RAD czy FAZ. A teraz radzie sobie sami.......
OdpowiedzUsuń"Nieraz dyskutujemy z Mężem, czy właściwe jest to, że Czarodzieja po prostu wychowujemy. Nie ma taryfy ulgowej. Nie ma pobłażania mu, bo miał ciężko. Nie ma tylko kochania. Jest i wymaganie. " ożesz k..a strach się bać.. drobnomieszczaństwo winno mieć zakaz adopcji. bez 2 zdań. ja się pytam gdzie jest ojciec? i czy to facet? eech nieważne . cały ten za.aany system adopcyjny w tym dzikim kraju też jest do de. swoją drogą. jak jest chory to będzie miał przerypane, jak jest w miarę zdrowy to jakoś będzie. no i najwazniejsze, oby nie był zbyt inteligentny. czarojdziej bożesz .. to jest ranny Człowiek, nie żaden k..a czarodziej .. brak słow
OdpowiedzUsuńAnonimowy....lub anonimowa....skąd tyle goryczy i złości w Tobie....?
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń