poniedziałek, 17 czerwca 2013

Ciało.

To głównie ciało Czarodzieja na początku pokazywało Nam jak dużym stresem jest dla Niego adopcja. Nie płakał, nie krzyczał, nie histeryzował, tylko się ogromnie spinał...

Bardzo długo napinał się na każdy nasz dotyk - masowanie ciała wieczorem po kąpieli oliwką to był jakiś hardcore. Przypominało bardziej znęcanie się nad dzieckiem niż relaksacyjny masaż :)
Jak już wcześniej wspominałam przez pierwsze dni u Nas nie chodził. Siedział tylko na kanapie i bawił się klockami (takimi samymi jak miał w Domu zastępczym, żeby czuł że ma coś swojego). Przy braniu na ręce i przytulaniu sztywniał, przez chwilę miałam nawet wrażenie, że ma problem z napięciem mięśniowym. Owszem - miał, ale był to problem tylko psychiczny. Z każdym tygodniem napięcie mięśniowe odpuszczało a On na rękach był coraz bardziej wyluzowany.
Gdy był już u Nas parę dni, w końcu któregoś wieczora się wyluzował i odegrał mega przedstawienie. My siedzieliśmy jak zaczarowani a On jakieś z 40 minut zasuwał na czworaka z pokoju do kuchni rzucając przed siebie drewniane kuchenne łyżki i pokrzykując przy tym wniebogłosy. Teraz takie przedstawienia są na porządku dziennym.
Dopiero też od niedawna, Czarodziej przychodzi sam i kładzie głowę na moich kolanach i uśmiecha się, gdy zaczynam go głaskać po głowie. Zastyga wtedy spokojnie i pozwala pogłaskać się nawet dobrych kilkadziesiąt sekund.
Jego ciało też okazuje ... sama nie wiem co... szczęście (?) gdy Mąż wraca z delegacji.
Gdy widzi Tatę w drzwiach zaczyna się trząść (???), po czym wpada mu w ramiona i już mam wolne na resztę dnia  :)
Jedynie co się nie zmienia od pierwszego dnia, kiedy z Nami zamieszkał, to uśmiech zdobiony pełną klawiaturą zębów.

To co nadal mnie w Nim niejednokrotnie rozmiesza i rozczula, to niesamowita ekscytacja wszystkim co nowe. Pierwsze zakupy, pierwszy plac zabaw, pierwszy letni deszcz, każda nowa zabawka... Niestety często kończy się to wypadkiem, bo radość jest tak wielka, że dziecko gubi nogi :)

Obyśmy nigdy nie zgasili w Nim tej radości i tego optymizmu. 

1 komentarz:

  1. Hehe, jak tak czytam o radości i ekscytacji, to widzę zaraz mojego chrześniaka. To niesamowite, że dzieci tak po prostu cieszą się ze wszystkiego, potrafią z radością patrzeć na to, co nas, dorosłych, w ogóle nie rusza. Jak tak czytam Twoje wpisy to coraz bardziej nie mogę się doczekać naszego Bąbla :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)