piątek, 2 stycznia 2015

Historia dziecka

Pobudzona ostatnimi wydarzeniami w moim życiu zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem poznania historii swojego dziecka.

Czarodziej spędził bez nas dziewięć miesięcy w brzuszku swojej pierwszej mamy, mogę się tylko domyślać, że nie była to ciąża upragniona, wyczekana i mega zadbana. Po urodzeniu pierwszy miesiąc życia przeleżał w szpitalu patrząc w sufit. Nikt go nie przytulał, nie dbał o niego, nie zastanawiał się z czego wynika jego płacz - myślę że to właśnie te chwile wywarły na niego największy wpływ.
Kolejne czternaście miesięcy przeżył w rodzinnym domu dziecka.
Do odkrycia mamy więc 24 miesiące z życia Czarodzieja a do pomocy mamy parę zdjęć od opiekunów z domu dziecka, książeczkę zdrowia  i nabyte zachowania, wynikające z przebytej historii.

Czarodziej, gdy do Nas przybył nie znosił dotyku. Zmuszony do niego sztywniał i odpychał. Po wielu miesiącach dopiero pozwolił na przytulenie i sam zaczął się go domagać. Dla mnie nadal za mało, ale ważne że to postępuje do przodu.
Czarodziej, gdy do Nas przybył zasypiając i uspokajając się uderzał główką na boki i najfajniej było, gdy napotykał przy tym na przeszkody. Najmocniej było to widać w foteliku samochodowym posiadającym boczne ochraniacze na główkę. Nie raz płakać mi się chciało, gdy nie mogłam nic zrobić bo On nadal w półśnie uderzał. Dziś wydaje się, ze już nie słyszę tego przerażającego odgłosu...
Czarodziej, gdy do Nas przybył, nie miał włosków z boku głowy - myślę że sporą część życia spędził leżąc w łóżeczku. I nikt mu tej główki nie przekładał, nie formował...
Czarodziej, gdy do Nas przybył, ssał i niestety nadal ssie - palec. Jest już duży i pracują nad tym nawet psychologowie w przedszkolu - niemniej jednak wielkich podstępów i skrócenia drogi do "odstawienia" nie widać...
Czarodziej, gdy do nas przybył nie informował o bólu, nie płakał jak się przewrócił, nie marudził, grzecznie spał - dopiero po paru miesiącach zaczął pokazywać swój charakter.
Czarodziej, gdy do Nas przybył jadł wszytsko co mu daliśmy i w takiej ilości w jakiej my chcieliśmy, połykał - nie gryzł, zjadał w minutę i dopiero od paru miesięcy je tyle na ile sam ma ochotę i raczy się jedzeniem.
Czarodziej, gdy do nas przybył miał bardzo zatruty układ pokarmowy. Jadł rzeczy, które nie nadawały nie dla dziecka, co skutkowało fermentacją. Około 2 miesiące pozbywaliśmy się nieładnych zapachów.
Czarodziej, gdy do Nas przybył nie znał świata poza swoim domem z ogródkiem. Wspólne zakupy w wózku w supermarkecie okazywały się dla niego tak fascynujące, że do dziś zakupy robimy zazwyczaj razem...Pierwsze spacery, place zabaw - szok!
Czarodziej, gdy do nas przybył nie wchodził w zbytnią interakcję z nami, nie chciał się skupiać, robić czegoś z pomyślunkiem tylko biegał i krzyczał.
Czarodziej do dziś jednak, gdy mówi "kocham" czy "przepraszam" ma problemy z patrzeniem nam w oczy, uczymy go tego, ale sami wiecie ...
Czarodziej do dziś ma problem z wyrażaniem emocji, i przedszkole i my uczymy go tego ale myślę że zrobił naprawdę duże postępy.

Dziś już wiem, że tylko przez drogę z psychologami, czytanie literatury, rozmowy z innymi rodzicami adopcyjnymi oraz wielokrotne mielenie zachowań swojego dziecka, jesteśmy w stanie choć trochę domyślić się, co będąc bez nas przeżyły. Wtedy możemy choć trochę więcej wiedzieć co robić dalej aby złych nawyków i strachów nie powielać, nie utrwalać.

Jestem i będę więc zwolennikiem okien życia, pomimo że najgorszym zarzutem dla nich jest właśnie brak historii dziecka. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko da się naprawić, jednak teraz wiem, jak ważne jest  dla zrozumienia bliskiej ci osoby poznanie historii jego życia. Historia to coś, co go ukształtowało i poznanie jej dodaje trochę spokoju i wiedzy jak żyć dalej, co robić.
Niemniej jednak zawsze będę za istnieniem okien życia, bo jestem przekonana, że wiele kobiet, które nie mają odwagi oddać dziecka w szpitalu, będąc narażonym na osąd innych, zostawią je tam. Do lipca 2013 przyjęto 61 noworodków - przez ostatnie 1,5 roku jeszcze przynajmniej kilkoro. Zakładam ze część z nich dzięki oknom życia - żyje. To chyba wystarczający dowód, ze mają one sens.

Jak widać zresztą po wielu z nas, bez historii też da radę żyć, bo brak historii to nie tylko dzieci z okien życia. Brak historii to dzieci z naszych domów dziecka. Wiesz o ciąży i porodzie tyle, ile mówi ci książeczka, czy Ośrodek robi wszystko, aby zdobyć jak najwięcej informacji o dziecku???
Nie sądzę... a umówmy się... trochę chęci innych i rodzice mogliby wiedzieć więcej. W dokumentach medycznych jest np. wiele niejednoznacznych zapisów, gdzie rodzice adopcyjni mogą się tylko domyślać o co chodzi. Np "obciążony wywiad ciążowy"- i teraz myśl człowieku czemu? Bo Matka piła, bo matka roniła wcześniej, bo miała problem z utrzymaniem ciąży, bo były problemy genetyczne we wcześniejszych płodach/porodach itd...
A o ile mogłoby być łatwiej, gdyby wszyscy którzy na danym etapie mają kontakt z naszym dzieckiem  przykładali się do roboty na 100% ...
No ale to już temat na kolejny post.

Tymczasem u Nas zima :)


17 komentarzy:

  1. i tak macie troszkę łatwiej macie jakieś zdjęcia z przebywania Waszego Czarodzieja w placówce w dawnych czasach kiedy ja byłam adoptowana to takich rzeczy nie było... to prawda niewele można się dowiedzieć z książeczki zdrowia choć myśle że te współczesne są o wiele lepsze....

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci, że piszesz o swoich doświadczeniach z Czarodziejem, o tym jak jego przeszłość wpływa na wasze teraźniejsze życie. Dzięki Tobie i innym mamom adopcyjnym, wiem co mnie może czekać, jakie mogą pojawiać się problemy. Zawsze twierdziłam, że rodzicielstwo adopcyjne (choć pełne radości) różni się od
    biologicznego. Ale jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, ze warto! Pozdrawiam Wspaniała Mamo Czarodzieja! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzicielstwo adopcyjne to wg mnie pełne rodzicielstwo, takie samo jak biologiczne w sensie spełnienia, ale są całkiem inne problemy, z czym innym idzie się mierzyć na co dzień! Dlatego wg mnie bardzo ważna jest świadomość tego na co należy zwracać uwagę, kłaść nacisk, nad czym pracować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podczas szkoleń mówiono nam, że poznamy historię dziecka. Ale domyślam się, że to będzie bardzo krótka historia. I raczej ta zdrowotna. Szkoda, że opiekunowie dzieci bardziej nie dbają o uzupełnienie tej historii. Chyba za dużo oczekuję w sytuacji, w której nie mają czasu, żeby bardziej zająć się dziećmi. Córcia naszych znajomych (2 latka) prawie nie chodziła, bo tak jak Czarodziej większość czasu spędzała leżąc w łożeczku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację. Dobrze jest wiedzieć więcej. Dzięki temu można dziecku bardziej pomóc.
    Im dłuższa historia przed odnalezieniem tym większe znaczenie tej wiedzy.
    Mnie osobiście dość trudno jest przejść do porządku nad tym, iż cały czas byłam tak blisko mego syna, a jednocześnie przecież tak daleko. Tak bardzo mi żal tego czasu, gdy był w DD. Dla niektórych to tylko 3 i pól tygodnia, dla nas aż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz czytam jak nasze dziewczyny biorą swoje dzieci po paru dniach/tygodniach od poznania a ja walczyłam 3 miesiące z sądami aby nam go dali. szłam do niego i wracałam do domu wyjąc że on nadal siedzi w tym domu dziecka kiedy powinien być u nas. serce mi pękało i też nie mogę się z tym pogodzić. mam poczucie straconych miesięcy... a 3 miesiące to bardzo dużo w rozwoju takich maluszków. Przez zaniedbanie, olewanie po prostu nam je zabrali. Pieprzone sądy.

      Usuń
    2. Bardzo mi przykro i bardzo, ale to bardzo rozumiem twój żal. I czuję w sobie olbrzymi bunt na to, co Was spotkało. Dobro dziecka ...

      Usuń
    3. My też AŻ dwa miesiące czekaliśmy na zgodę (pieczę) sądu, dwa cholerne miesiące kiedy pani sędzina zastanawiała się, kazała uzupełniać wniosek, była na urlopie, wysyłała kuratora itp. Nie pomogła wizyta u przewodniczącego wydziału. Gdyby nie zażalenie ośrodka adopcyjnego pewnie czekalibyśmy jeszcze dłużej. A wszystko, jak nam mówiła pani sędzina i przewodniczący, DLA DOBRA DZIECKA...
      Patrycja

      Usuń
    4. Ja skargę napisałam sama i po 10 tygodniach spławiania przez telefon udało się nas wcisnąć za trzy dni na godzinę wcześniej przed wszystkimi rozprawami. Napisałam ostre pismo i wiem, że ono skutkowało. Dlatego namawiam rodziców do walki wprost bo to świadczy o ich determinacji. Ja ośrodek tylko powiadomiłam i przekazałam pismo nie pytając czy się zgadzają. Decyzję podjęliśmy sami - ośrodek był rozdarty czy nie będziemy mieć przesrane u sądu".Dla mnie paranoja.
      Co prawda na rozprawie było bardzo oschło ale miałam to gdzieś. Czemu mieliśmy takie opóźnienie? Tak, tak jak u was, był po drodzę urlop sędziny, chorobowe - i po co dać kogoś na zastępstwo, nie?

      Usuń
    5. Złożyliśmy wniosek o pieczę i o przysposobienie dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia, więc z góry można było przewidzieć, że raczej nie będzie nam dane spędzić razem tych świąt. Niestety nie przewidzieliśmy, że po pierwsze pani sędzina zapozna się z aktami dopiero po nowym roku i że "dopatrzy" się braków formalnych tzn. brak naszych peseli na wniosku. Ośrodek adopcyjny był zdziwiony, bo formularz wniosku o pieczę nie wymaga takich danych. Dodatkowo problem z Inpostem, który miał opóźnienia z dostarczaniem pism z sądu, problem z wypożyczeniem akt "bo pani sędzia trzyma je na biurku". Potem były ferie zimowe i pani sędzina miała dwa tygodnie urlopu. A potem prawie dwa tygodnie szło pismo do kuratora sądowego pocztą wewnętrzną - sądy w tym samym mieście! No i pani w sekretariacie raz "zapodziały się" akta. Ośrodek cały czas był z nami w kontakcie i parę razy interweniował w naszej sprawie u sędziny, ale ta cały czas mówiła, żę ona wie co robi i że to dla dobra dziecka. Aż w końcu ochrzaniła panią psycholog z ośrodka, że ją naciska i że nie życzy sobie telefonów w tej sprawie. Kiedy po naszej wizycie u pana przewodniczącego wydziału nic się nie ruszyło - to zresztą osobna historia jak nas przyjął i jak próbował nas spławić - ośrodek wysłał zażalenie do sądu w środę, a w piątek rano była już decyzja - dokładnie 2 miesiące!!!Dwa miesiące stresu, batalii z biurokracją, a przede wszystkim rozdwojenie jaźni i dla nas i naszej Córeczki...Potem była jedna rozprawa, po której skierowano nas na badanie więzi - nasza Hania miała wtedy tylko 10 miesięcy!!!IOstatnia rozprawa w czerwcu, prośba o skrócenie czasu na uprawomocnienie się wyroku. Sędzina zgodziła się na 14 dni, ale w rezultacie czekaliśmy 42 dni, bo sędzina nie podpisała decyzji przed wyjazdem na wakacje (3 tygodnie), a po powrocie miała tyle spraw na głowie, że prawie dwa tygodnie składała swój podpis z pieczątką.
      Nam przewodniczący na pytanie, czy nie można dać kogoś na zastępstwo, odpowiedział, że wydział został okrojony z jednego etatu i ma tylko 8 sędziów do dyspozycji i, że pretensje możemy kierować do ministra sprawiedliwości!!!!
      Długo mogłabym tak pisać, ale nie ma co się denerwować;-0
      Mam dokładnie jak Ty jak czytam, żę po paru dniach dziecko było już w domu - ąż mnie gdzieś ściska jak sobie przypomnę nasze "widzenia", jak się czuliśmy kiedy musieliśmy zostawić Ją, jak płakałam w samochodzie w drodze powrotnej do domu... My też mamy poczucie, że te dwa miesiące zostały nam ukradzione, że niby co to miało być - test na wytrzymałość, na naszą determinację????!!!!
      Brak słów. A znam przypadek, gdzie sędzia przez miesiąc nie pozwalał na styczność z dzieckiem dopóki nie zostaną spełnione warunki formalne jak wizyta kuratora itp. I wszystko zgodne z prawem i dla dobra dziecka - absurd goni absurd.
      Mimo, że to już prawie rok emocje wciąż są żywe.
      Pozdrawiam-Patrycja

      Usuń
  6. Mam dokładnie takie samo odczucie straconego czasu, choć u nas to również, jak u mamy Expresika, tylko krótki okres. Mimo to, żal mi tego, że nie pozwolono nam na spotkanie wcześniej. I chyba żal mi, że nie mogłam sama urodzić naszego adoptowanego synka - nie innego, tylko właśnie jego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja czasem się łapię na tym że myślę że urodziłam Czarodzieja :)).
    Jak jest rozmowa o porodzie to się zastanawiam, zastanawiam a za chwile dochodzi do mnie że ja jednak nie rodziłam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No i naszły mnie wspomnienia: pierwsze dziecko – wszystko odbyło się tak jak TERAZ wiem, że powinno – pierwsze spojrzenie w oczy, decyzje, dokumenty i gdyby nie długi weekend, decyzja sądu byłaby prawie od ręki. Tak była po 3 dniach.
    Z drugim było boleśnie bo trwało to ówcześnie wieczność – 3 tygodnie. Trzy tygodnie odwiedzin i podróży (tak około 130km w jedną stronę); czasem razem z żoną, czasem oddzielnie/na zmianę bo ktoś musiał zostać z pierwszym dzieckiem w domu. Ból przy wychodzeniu i wracaniu bez dziecka do domu jest nie do opisania no i ta świadomość straty każdego dnia ‘pobytu w instytucji’, zamiast tu gdzie czekamy-w domu.
    Poznawanie historii – im więcej wiemy, tym więcej możemy działań podjąć. Wiele działań z okrojoną wiedzą o przeszłości, to jakby poszukiwanie – może tu, może tam doradzą, odkryją, zaobserwują…może. A może wyciszą, uspokoją…bo się tak naprawdę nie znają ale tego nie powiedzą….uśpią a czas płynie.
    Z drugiej strony czasami myślę, czy czasem nie jest tak, by powiedzieć o historii dziecka jak najwięcej z jednym ALE….ale do jakieś granicy, może nie wszystko, tak, by nie powiedzieć z jakich skrajnych dolin życia pochodzi nasze (lub już prawie nasze) dziecko…? Dla wielu opis sytuacji, ‘stylu życia’, itp. byłby abstrakcją. Niektórzy pewnie nie wierzyliby, że gdzieś (ha, niedaleko) można tak egzystować. I tu mini-wniosek – czy jakbyś człowieku poznał to aż tak dogłębnie, to dalej realizowałbyś swoje pragnienie dziecka…z tym dzieckiem? Czy byłby krok do tyłu i wycofanie się…?
    W czasie poznawania, odwiedzin, czekania na sąd, itp. sprawa wiedzy o przeszłości nie jest najważniejsza bo jest tyle ważnych wydarzeń TERAZ. Są ogromne emocje i nie da się wtedy zimno ‘porachować’ – co jeszcze mam wiedzieć, co dopytam, niech sprawdzą, itp. A potem, potem już jest ‘po’ i trzeba radzić sobie z tym, co spotykamy.
    Osobiście nie mam żalu ale mam świadomość, że przedstawiono nam pochodzenie i sytuację w wersji ‘do zaakceptowania’.
    Początki z każdym z naszej dwójki były inne ale oba pełne lęków i bólu, bólu gdy patrzyło się jakie pokrzywdzone są już na starcie życia nasze dzieci.
    Zdecydowane TAK oknom życia. W ostatnie lato pokazywałem takie okno życia swoim dzieciom – nie nawiązały do tego, co wiedzą od nas – o adopcji, ale zainteresowanie wzbudziło ogromne.
    Pozdrawiam wszystkich i sił życzę, bo tego z pewnością dużo się przyda każdego dnia;-)…p.
    A i jeszcze PS. do wpisu - Ja czasem się łapię na tym że myślę że urodziłam Czarodzieja :))…urodziłaś-urodziłaś…w sercu. I to żadne tam ‘kadzenie’ tylko taka prawda…świadomie, z wyczekaniem, radością…koniec, p.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje jednoz dzieć jest z okna życia więc trafia mnie jak słyszę o pomyśle zamknięcia ich. Takie zdanie ma m. in. ośrodek adopcyjny który pomagala nam przy jedej z adopcji. Nasza mama co dla mnie jest niewyobrażalnym cudem zostawila swoj skarb w oknie życia razem z książeczką zdrowia i krotkim opisem a po kilku dniach zainteresowala się czy z maleństwem wszystko w porządku. Wiem, że to zaprzecza idei anonimowoiśći, ale takie przypadki też się zdarzają i trzeba o nich w statystykach pamiętać przy klepaniu teorii, że to zaprzepaszcza szanse dziecka na poznanie swoich korzeni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też uważam, że idea okien życia jest bardzo potrzebna - bo inaczej kto wie, czy nie znajdowano by więcej noworodków martwych na śmietnikach czy w innych makabrycznych miejscach...I choć można wówczas odnieść wrażenie, że bierze się do domu dziecko pozbawione historii, o którym zupełnie niczego się nie wie - to w przypadku wielu maluchów adoptowanych w wieku późniejszym też bywa podobnie - właśnie ze względu na zaniedbania na różnych szczeblach, o których piszesz oraz fakt, że nie każdy pracownik OA czy DD przykłada się do tego, by tę historię przyszłym rodzicom rzetelnie i prawdziwie przedstawić...

    My akurat na temat Bąbla posiadaliśmy całkiem sporo informacji - część otrzymaliśmy drogą oficjalną od pracowników ośrodka, a część - pocztą pantoflową od opiekunek z DD, od których w rozmowach udało nam się różne szczegóły wyciągnąć. Na szczęście były to wiadomości raczej uspokajające i świadczące dobrze o mamie biologicznej - ale nawet gdyby było inaczej to lepiej jest wiedzieć więcej, by móc swojemu dziecku odpowiednio pomóc w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,mam pytanie odnośnie Jagódki?

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)