poniedziałek, 29 grudnia 2014

Dyskutować czy odpuszczać?

Rodzicielstwo adopcyjne oczami rodziców biologicznych.

Miałam okazję uczestniczyć ostatnio w  dyskusji z rodzicami biologicznymi w której i ja i mój Mąż delikatnie mówiąc wyszliśmy na rodziców, którzy ograniczają i dołują własne dziecko. Mam poczucie niepotrzebności tej dyskusji ale i jej nierówności. 3 pary biologiczne na 1 adopcyjną... My jako rodzice adopcyjni powiedzieliśmy o pewnych obawach, które towarzyszą nam przez życie z Czarodziejem. O obawach, które powstają po wielu (uważam że potrzebnych) wizytach w gabinetach psychologicznych. Uważam, że świadomy rodzic adopcyjny pewną drogę psychologiczną musi przejść, aby dobrze poznać mechanizmy, które kierują jego dzieckiem. Mechanizmy powstałe w brzuszku u pierwszej Mamy jak i te, które powstały po zaniedbaniach w rodzinie biologicznej bądź zastępczej. Bo jeśli ktoś myśli, że dziecko takich zaniedbań nie posiada to chyba się naoglądał filmów amerykańskich.

Rodzice biologiczni z którymi dyskutowaliśmy uznali, że powinniśmy wierzyć w nasze dziecko, w to że będzie wszystko dobrze itd i że w skrócie jesteśmy rodzicami dołującymi, bo żyjemy w świadomości pewnych wydarzeń w życiu Czarodzieja - jednym słowem czepiamy się.

Czym się ta nasza świadomość objawia - strachem o przyszłość Czarodzieja, strachem o to czy postępujemy dobrze, analizowaniem zachowania Czarodzieja ale i wdrażaniem mechanizmów - które naszym zdaniem pomagają Czarodziejowi w pójściu każdego dnia do przodu - choćby wielogodzinne WWR w przedszkolu (logopeda i psycholog) czy szeroka diagnostyka w Poznaniu. Dla wyjaśnienia - diagnostyka w Poznaniu była i zrozumiałam, że to ja jestem najlepszym diagnostą mojego Syna - że to ja po wielu miesiącach - latach już widzę, co jest niepokojącego a co nie. I dlatego pewne informacje z Poznania mamy i żyjemy z nimi na co dzień obserwując i wyciągając własne wnioski ale wierzcie mi, że ostatecznie robiąc to, co my uważamy za konieczne. Chociażby danie Czarodzieja do wyższej grupy w przedszkolu choć były pokusy aby dać do Maluszków aby miał czas się przyzwyczajać, aby było mu troszkę lżej.
Rodzice biologiczni uważają natomiast, że powinniśmy żyć całkowicie "normalnie", nie uznając obciążeń, nie czepiając się ... a to, że je uznajemy oznacza, że pchamy Czarodzieja w dół.
Dodam tylko, że właśnie uznanie u Czarodzieja pewnych słabości jak duża nadpobudliwość czy rozkojarzenie, pozwala nam z miesiąca na miesiąc osiągać coraz dłuższą chwilę jego skupienia, co jest dużym sukcesem.

Dlaczego uznanie pewnych obciążeń odbierane jest przez innych jako dołowanie? Czy uznając nadpobudliwość swoich dzieci lub ich "fasolkowatość" czujecie się jakbyście je dołowali? Czy czujecie, że zostawiając ten temat byście im bardziej pomogli? Bo ja uważam że naszym obowiązkiem jest nie zostawianie tego tematu ale uczenie się żyć z nim normalnie lub w miarę normalnie.A może błędem jest rozmawianie o tym z innymi i mówienie jak wygląda adopcja, czego trzeba mieć świadomość? Może jednak jak nie doświadczyłeś to nie zrozumiesz?

Czy napotykacie na swojej drodze tych, którym się wydaje, że dobrze wiedzą co my przeżywamy wychowując dziecko z obciążeniami niejednokrotnie psychologicznymi (ze względu na pierwsze lata swojego życia) ale i fizycznymi (ze względu na życie płodowe) ? Albo wiedzą jak powinniśmy żyć nie będąc jednak w naszej sytuacji?
Zaznaczam - ja żyję normalnie. My wszyscy w naszej małej komunie żyjemy normalnie ale ciągle w świadomości pewnych przeżyć, których nie naprawimy - możemy jedynie teraz starać się w swoją normalność wplątać to, co teraz do dalszego rozwoju konieczne.

p.s żałuję że dyskusja było przy alko... bo niestety ponieśliśmy porażkę w przekonaniu do naszych racji. Niemniej jednak odnieśliśmy sukces małżeński, bo chyba po raz pierwszy Mój Mąż stał murem za moim zdaniem w tym temacie. Dla Niego takie rozmowy są ciężkie i nie lubi ich prowadzić. Ale kiedy stanął ze mną zapłakaną w łazience to powiedział mi tylko jedno "Kochanie...Oni nie wiedzą, oni nie rozumieją".
A ja  zrozumiałam, że wystarczy mi to, że My dwoje rozumiemy!

17 komentarzy:

  1. Wy znacie go najlepiej, chcecie dla niego najlepiej. Pewnie nie da się uniknąć pomyłek z powodu nadwrażliwości i nadinterpretowania pewnych objawów, kiedy człowiek jest odpowiedzialny za swoje dziecko, ale lepiej dmuchać na zimne.. kochacie mądrze:) i to najważniejsze. Ps. Moja zdanie w kwestii diagnozy- są ważne, szczególnie funkcjonalne, ale to tylko diagnoza na dany moment...szczególnie u dziecka trudno rozróżnić z czego mogą wynikać poszczególne trudności, często ze sobą powiązane, więc baczne patrzenie i zdrowy rozsądek...sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość moich nadwrażliwości, nadinterpretacji zazwyczaj odbija się czkawką i okazuje się że nie ma jednak dymu bez ognia... Intuicja Panie intuicja :)
      Diagnoza jest OK ale zawsze musi być przemyślana z tym co o swoim dziecku my wiemy sami.

      Usuń
  2. Oj, jak ja nie cierpię dyskusji po alkoholu.. Z tym, że ja praktycznie nie piję, więc czasami naprawdę nie ma z kim i o czym pogadać, bo Ci po głębszym przecież wiedzą najlepiej.. Może nie warto po prostu wdawać się w takie dyskusje? Biologiczni rodzice na ogół nie mają pojęcia z czym muszą zmierzyć się rodzice adopcyjni. Bo niby skąd? O tym w telewizji nie usłyszą. Najważniejsze, że Wy macie świadomość, jakie trudności może mieć Czarodziej. Znacie go najlepiej. Myślę, że warto czasami poradzić się fachowca, ale to Wy jesteście rodzicami. P.s. Mam bardzo podobne do Ciebie podejście do adopcji. Uważam, że życie płodowe i wczesne dzieciństwo może mieć duży wpływ na funkcjonowanie w przyszłości. Zresztą jest wiele publikacji na ten temat. Nie daj się innym! Zaufaj swojej intuicji! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie jest duża chęć przełamywania stereotypów i walki z pewnego rodzaju nieświadomością, niewiedzą... pomimo takiego kopa i tak dalej będę rozmawiać bo ja taka już jestem :)
      Widzę że powstaje coraz więcej artykułów, programów mówiących o realiach adopcji - wierzę w to, że warto o tym mówić.

      Usuń
  3. Cóż, mam bardzo podobne doświadczenia w tym temacie. Osobiście doszłam już do takiego przekonania, że zupełnie nie warto jest prowadzić tego typu dyskusji z tzw. "byle kim", a już na pewno nie po alkoholu z rodzicami, którzy na temat rozwoju dziecka wiedzą wyłącznie tyle, że sobie następuje nie wiadomo kiedy i jak. Z takich rozmów to ja wychodziłam zwykle poobijana, żadna z dobrych i nie wątpię, że szczerych rad, nie nadawała się do zastosowania w naszym przypadku (oczywiście w moim przekonaniu - moja intuicja mówiła mi coś zupełnie innego). Wiem jedno, matka i ojciec najlepiej znają swoje dziecko, najlepiej wyczuwają obszary, które mogą budzić niepokój i tego trzeba się trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci rodzice z którymi rozmawialiśmy to rodzice bardzo świadomi swojego rodzicielstwa i potrzeb swoich dzieci. W rodzicielstwie biologicznym to naprawdę nie "byle kto" ale niestety w rodzicielstwie adopcyjnym nie popisali się :). Na co dzień bardzo dużo o wychowaniu dzieci od tych rodziców się uczę i uważam że naprawdę są świadomi i uważni, ale nie mają pojęcia o życiu z dzieckiem bez historii bądz z historią bardzo poplątaną. Musieliśmy ich przekonywać, że alkohol czyni nieodwracalne zmiany w płodzie i że każda dawka praktycznie zostawia ślad a stres w ciąży nie czyni jednak takiego spustoszenia jak alkohol... a niestety rodzice biologiczni naszych adoptusiów z alkoholem zazwyczaj się nie rozstawali. Nadinterpretacją z naszej strony wydawał im się nasz tekst "że nikt normalny dziecka do adopcji nie oddaje"- bo już tak podminowani podsumowaliśmy...filmy amerykańskie się kłaniają...
      "Alkohol może czynić a nie musi" - to był ich argument na to, że zbytnio się martwimy o to co było...
      Niepotrzebna dyskusja i jak wspomniałam nierówna :)

      Usuń
    2. Tak...może czynić, ale nie musi...ale nigdy nie wiesz po której stronie postawisz swoje dziecko wypijając kolejną "szklaneczkę" czy "kieliszeczek wineczka"...--->to odnośnie tych wykształconych i światowych świadomie sięgających po alkohol będąc w ciąży.

      Usuń
  4. Nie rozmawiając, nie mając w świadomości "fasolkowatości" Gai, jej przeszłości w RZ nie mielibyśmy pojęcia jak jej pomóc, jak ją wspierać w rozwoju... i powtórzę za Twoim mężem " kochanie, oni nie wiedzą, oni nie rozumieją ". Tak jak napisałaś adopcję znają z amerykańskich filmów i wydaje im się, że polega na wymazaniu z życia dziecka wszystkiego, co było przed. Obie wiemy, że tak nie można, że to właśnie z tą świadomością początku życia naszych dzieciaków należy budować ich życie z nami. Cmok !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie wdrożenie nawyków, zachowań i cyklicznej pracy nad Gają nie byłabyś z niej teraz taka dumna :)
      Nawet ja jestem z niej dumna jak ciebie czytam :)

      Usuń
  5. Napisze z naszej 10-letniej już perspektywy.
    W pierwszych latach życia mego syna nie wiazalam jego problemów z faktem adopcji. Potem pojawil się temat FASD, zatem perspektywa ulegla zmianie. Przez kilka lat patrzylam inaczej. A dziś znów nie wiąże. I jest mi z tym dobrze. Oczywiście syn jest nadal w terapii. Tak samo jak inne dzieci. Przed nami okres dojrzewania. Być może znów będę patrzyla inaczej. Być może.
    Ważne by robić swoje. Tak jak Wy i tak jak my.
    Rozmawiać zawsze warto. Chociażby o wdzięczności ... Chociażby o godzeniu się ze stratą. Chociażby o stygmatyzowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo, są chwile że bardzo wnikam co z czego u Czarodzieja wynika i wtedy dużo czytam, pytam ale są chwile, że trochę odpuszczam - do pewnego momentu, który mnie znowu zaniepokoi. Ciągle jednak z tyłu głowy mam to co o jego historii wiem. I chyba nigdy się tego nie pozbędę.

      Usuń
  6. oni nie wiedzą, oni nie rozumieją - taka jest prawda i właściwie można tutaj skończyć;-). Osobiście nie wdawałem się zbyt głęboko w tego typu rozważania i dyskusje bo wychodziłem z b. zbliżonego podejścia jak Twój Mąż. Mówię w czasie przeszłym, bo teraz po kilku latach znajomi wiedzą, że nie bardzo jest o czym dyskutować. Nawet kilkukrotni biologiczni rodzice nie spotykają się z wieloma zachowaniami, z którymi my się spotykamy każdego dnia więc trochę to rozmowy o teorii a nawet abstrakcji dla niektórych. Dajesz swojemu dziecku siebie i to co przy wsparciu specjalistów uznajesz za najlepsze. Kiedy masz mu pomóc jak nie teraz, za 5 lat? 10 lat? Pozostawić jak jest i żyć dniem dzisiejszym??? NIE - my musimy działać i im więcej zrobimy teraz, tym lepiej. To my wiemy (mniej lub bardziej) jaką przeszłość miało lub jaką mogło mieć znając realia, nasze dziecko, czego doświadczyło a czego nie doświadczyło mimo niedługiego życia:(. Róbmy swoje - pomagajmy im i sobie bo oni nie wiedzą, oni nie rozumieją...z całym szacunkiem dla rodziców biologicznych, ich doświadczeń i wiedzy....ale jednak zupełnie innych doświadczeń w codzienności. Kiedyś, ktoś porównał jak wygląda spożywanie obiadu przez moje dzieci (oboje A.) a jak przez ich, o ładnych kilka lat młodszą kuzynkę...To był ktoś bliski więc i świadomy, iż nasze skarby to dzieci adopcyjne, 'wysyczałem' tylko, że ona nie upajała się alkoholem w swoim wczesnym życiu (płodowym), że ona nie stała w kojcu i nie kiwała się patrząc w jeden punkt, czekając na odrobinę ciepła, itp...a gdzieś to wszystko ślad pozostawia. A my? Cieszmy się, że mamy nasze dzieci A. i cieszmy się, że mamy też chęć i siłę i wiarę i wszystko inne by ich wspierać i pomagać TERAZ, nie kiedyś. Już pora kończyć. Pozdrawiam p.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem powinno się dążyć do odnalezienia równowagi, balansu i tzw. "złotego środka". To znaczy ani nie doszukiwać się na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma (tylko dlatego, że dziecko posiada pulę genów inną niż nasza), ani też nie bagatelizować jego historii, doświadczeń sprzed adopcji i ewentualnych obciążeń, które mogą zasadniczo wpłynąć na jego przyszłe życie. Nie popadać w paranoję i obsesję, ale obserwować, kontrolować i diagnozować, jeśli intuicja podpowie nam, że zachodzi taka potrzeba...

    Z tego, co piszesz, właśnie taki "złoty środek" udał Wam się odnaleźć - i chwała Wam za to :)

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*

    OdpowiedzUsuń
  8. wszystkim dobrego na nowym roku i w pełni zgadzam się z powyższym - zdrowy rozsądek przede wszystkim ale z silnym nieuleganiem doradcom...bo przecież ...oni nie wiedzą, oni nie rozumieją - bo to sama prawda, pozdrawiam, p.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niektórym osobom nawet na trzeźwo przychodzi zrozumienie. Sama się przekonałam. Mamy w pracy bliższą znajomą, która ba informacje, z jakimi problemami być może przyjdzie nam się zmierzyć, kategorycznie stwierdziła, że tak małe dziecko nieczego pamiętać nie będzie i ciąża nie ma tu nic do rzeczy. I to wyszło z ust osoby, która w moich oczach uchodziła za poukładaną i inteligentną. Osoby, która zamartwia się o swoje 2letnie dziecko - że choruje, że rozwija się słabo. Osoby, która zapomniała, jakie emocje zafundowała swojemu Dziecku podczas ciąży. Dziecko przez większość ciąży słyszało, że mama go nie chce, że miało go nie być, że nie tak to sobie zaplanowałą. I bez alkoholu. I niech mi powie, że dziecko nie czuje i nie pamięta. Nawet tak małe.

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieeee....aż mi się nie chce wierzyć, że takowa sytuacja miała miejsce..? Rodzic, który zapewnia swojemu dziecku opiekę specjalistów i stara się wspierać jego rozwój-w mniemaniu innych czepia się? I że niby tacy świadomi ci rodzice biologiczni i otwarci na potrzeby swoich dzieci? Wiem-starasz się ich bronić, ale trochę przypomina mi to sytuację "matek" sięgających po alkohol będąc w ciąży-mam na myśli te wykształcone, gdy ciąże planowane i wyczekane, a potem grzaniec zimą i pół szklaneczki piwka latem, bo taki upałłł-codziennie:/
    Eh!do brzegu-jak to mawiają ;)
    Sama jestem rodzicem, biologicznym co prawda, ale uważam, że każdy rodzic-niezależnie od tego czy adopcyjny czy biologiczny-gdy zauważa niepokojące objawy u swojego dziecka-REAGUJE!a przynajmniej dobry rodzic powinien.
    Ps. Np.jedno z dzieci rodziców wspomnianych powyżej nosi okulary-wypadałoby zapytać: "po co nosi okulary?mi się wydaje, że dobrze widzi!-czepiacie się, wyrośnie z tego".
    N.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)