Dziś post skierowany przede wszystkim do Rodziców adopcyjnych bądź kandydatów na nich.
http://prawiejakmama.bloog.pl/
Wielu z Nas już trafiło bądź trafi kiedyś na tego bloga.
Bloga, będącego przez jakiś czas moją zmorą. Historia TEJ kobiety i JEJ adopcji powoduje, że moje włosy stają dęba...Ja, na tę historię trafiłam wtedy, gdy zaczęłam pisać swoją...
Spędziłam całą noc czytając wszystko od pierwszego wpisu do ostatniego.
W konsekwencji adopcja ta została rozwiązana, dla dobra Krzysia - biologicznego JEJ dziecka.
No więc poznałam JĄ dziś. I Krzysia :)
Ale od początku.
Parę dni temu otrzymałam późnym wieczorem maila, że znalazła mojego bloga i będzie w Trójmieście i może powinnyśmy się poznać, bo w końcu takie zbiegi okoliczności, że trafiła na mnie akurat teraz, rzadko się zdarzają. Od razu się zgodziłam. Dziś spędziłyśmy przedpołudnie na plaży. Krzyś czekał na Nas z utęsknieniem, widać że chciał poznać Czarodzieja. Od razu zapytał też, czy może mówić do mnie Ciociu, no i prowadzić wózek :). A co tam, niech ma chłopak :)
Do tej pory, do czasu JEJ bloga, myślałam, że ludzie u których dochodzi do rozwiązania adopcji, to ludzie źli, nieporadni, zbyt mało chcący aby to zagrało. Dzisiejsze poznanie JEJ dopełniło jednak mojej wizji tego, że niestety są dzieci, którym nie można pomóc, które tej pomocy nie umieją przyjąć :(. To, co zgotowali im biologiczni Rodzice powoduje, że nie sposób wyprowadzić ich na prostą. Wiem, to straszne, okropne... ale to się dzieje, to co ONA przeżyła... po prostu przeczytajcie blog.
Dzieci tak skrzywdzone przez los, powinny być z rodzicami umiejącymi sobie z tym poradzić. Ze specjalnie do tego przygotowanymi. Nas na kursie nie przygotowują do tego nawet w części.
Wiem, że będziemy miały kontakt i na tym jednym spotkaniu się nie skończy :)
Krzyś to przeuroczy chłopak.
!!! Kobieto - nazwałam Cię w tym poście NIĄ, ONĄ, JĄ - nie chciałam zdradzać twego imienia :)
Dziękuję za miłe spotkania! Szkoda, że miałyśmy tak mało czasu.
p.s. W przyszłym tygodniu w Dużym Formacie, wywiad z NIĄ.
Znam bloga, czytałam, płakałam. Ważne, że i takie historie ludzie mają odwagę opisać. Masz rację, że to poruszający blog. Ja po przeczytaniu nie mogłam usnąć.
OdpowiedzUsuńJa też znam i czytałam. Każdy kto ma trochę rozsądku w głowie po przeczytaniu tej historii uzna, że tak trudne dzieci powinny trafiać do specjalistycznych rodzin zastępczych a nie do rodzin, które nie mają żadnych szans na minimalny sukces wychowawczy.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak!
UsuńNo szkoda, szkoda, ale przecież to było spotkanie "z partyzanta" jak i cały ten nasz wyjazd na drugi koniec Polski.
OdpowiedzUsuńJak obiecałam - przeczytałam bloga od początku i składając do kupy to co widziałam i to co Ty wiesz podsumowuję - jesteście zajefajną mamą i synem (nie piszę Rodziną bo taty nie było mi poznać). A Czarodziej słusznie nosi swoje miano. I tyle :)
Krzyś pozdrawia. Ja też oczywiście. Może mimo tych dzielących nas około 700 km zdołamy się kiedyś jeszcze spotkać - kto wie?
prawiejakmama
Aaaaaa, reportaż w Dużym Formacie przeskoczył na tydzień później.
OdpowiedzUsuń