Często jak czytam w necie różne adopcyjne historie, to ludzie opisują tam spacery czy branie do domu dziecka, o którego adopcję się starają. Jak dla mnie to mega szczęściarze i taki model adopcji nadaje dużo płynności i spokoju całemu procesowi.
U nas przez te 2,5 miesiąca odwiedzin u Czarodzieja najgorsze było to, że nie mogliśmy nigdzie z Nim wyjść, ciągle tylko jeden pokój w jego domu. Wszelkie próby wyproszenia spaceru czy wizyty w naszym domu kończyły się na odmowie.
Uzasadnienie było takie, że dzieci jeszcze "nie kumające" (niekumające???) wychodząc z Nami z domu, za każdym razem czułyby się wyrywane stamtąd i możliwe byłoby, że czułyby strach czy niepewność. A przede wszystkim ważne było to, co czują One a nie My.
Pamiętam wtedy dużo spotkań ze znajomymi np. urodziny chrześnicy czy osiedlowy piknik z dziećmi, na które szliśmy sami, wiedząc że mamy już dziecko...Koszmar. Siedzieliśmy jak za karę i płakać się chciało wiedząc, że nasze dziecko siedzi gdzieś tam teraz bez nas i nawet nie wiemy czy dobrze się bawi.
Z drugiej strony może dzięki temu Czarodziej "wszedł jak w masło" w naszą rodzinę, bo przez te miesiące czas spędzał tylko z Nami i nasze "twarze" mocno mu się opatrzyły? Nie narażaliśmy go na inne atrakcje.
Czasem bywały też takie sytuacje, że na chwilę przed wizytą odmawiano nam ją, bo albo Czarodziej albo inne dzieci były chore i rodzice zastępczy nie chcieli wpuszczać obcych do domu. To dopiero nie było łatwe, kiedy My od paru dni nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o tym jak przebiegnie kolejne spotkanie.
Przed poznaniem Czarodzieja moja wizja procesu adopcji była zgoła inna od tego, jak to się potoczyło.
W ogóle to o wielu sprawach związanych z adopcją miałam zgoła inne wyobrażenie :) - i chyba tak możnaby podsumować cały ten proces - Rodzice adopcyjni muszą być nastawieni na wiele spraw nie po ich myśli, inaczej niż tego by oczekiwali. Ośrodek, Sąd - te wszystkie instytucje działają niestety wedle wielu "krzywdzących" procedur. "Krzywdzących" napisałam w cudzysłowiu, bo tak czuje się kierowany emocjami Rodzic, gdy cały proces wstrzymują sprawy, które jednak z logicznego punktu widzenia są potrzebne ( no może nie wszystkie, bo Sądy mogłyby działać szybciej ). Ale tego się już naprawdę nie da przeskoczyć. Ja próbowałam od lewa, prawa, bo taką jestem osobą, że już! teraz! muszę mieć plan i wiedzę o wszystkim. Ale niestety - nie tym razem :). Na początku wydawało mi się, że skoro jest już dziecko to już wszystko najtrudniejsze za Nami, że teraz to już będziemy chodzić na spacerki, spędzać weekendy w domku, czyli że już chwilę po poznaniu da się odczuć, że stajemy się rodziną. Niestety, czasem trzeba być przygotowanym na to, że będzie to trwało dużo dłużej. Ja przeżywałam to bardzo mocno, niejednokrotnie płacząc...No ale jak już wcześniej zaznaczyłam, nie moje uczucia były tu ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)