sobota, 16 listopada 2013

Matki zastępcze - skarbnica wiedzy o Naszym dziecku.

Po ostatnim artykule związanym z nieudaną adopcją, zaczęłam dziękować Bogu, że na pomysł bloga wpadłam dopiero PO adopcji Czarodzieja.

Aktualnie moja świadomość zagrożeń związanych z adopcją dzieci obciążonych FAS, RAD i zaburzeniami psychicznymi, jest dużo większa niż rok temu. Czasem sobie myślę, że za duża...

Dodatkowo jak  pomyślę, że ta świadomość plus niezbyt udane pierwsze tygodnie z Czarodziejem, mogłyby doprowadzić do zwyciężenia naszych strachów nad Nami, to aż mnie mrozi. Jezuuuuu, a gdybyśmy odmówili? U Nas zawiodło wszystko, instynkt również, bo pierwsze tygodnie to była przede wszystkim moja walka z przekonaniem siebie, że to dziecko jest Nasze. Tylko konsekwencja podjętej decyzji - czyli skoro los tak chce i dziecko w papierach uznane jest za zdrowe, to jest to Nasze dziecko - spowodowało, że miałam gdzieś w sobie tę siłę do czekania na poczucie, że Czarodziej jest Nasz. Pomagał mi też spokój, pewność decyzji i przede wszystkim wiara we mnie - mojego Męża.
Poza tym wiem, że coś nad Nami po prostu czuwało ... przeznaczenie?

Nie będę się wymądrzać jak to nie należy się przejmować komentarzami pod artykułem, z których wyłania się tylko jad i nienawiść, bo to ciężko, takie coś zawsze daje na łeb. A mi jako pierwszej :). I myślę sobie, że sposobem na to dla Nas - czyli tych, których czeka adopcja - jest tylko położenie nacisku na wyciągnięcie wszelkich informacji z Ośrodka. Z doświadczenia wiem i to Wam zdradzę :) że dobry kontakt z zastępczą Mamą przynosi bardzo dużo korzyści dla nowych Rodziców, w postaci wiedzy o swoim dziecku. Dla mnie taką osobą, która upewniała mnie, że z moim dzieckiem jest wszystko OK, była Mama zastępcza Czarodzieja. Spędziłam z Nią trochę czasu po spotkaniach z Czarodziejem i jakoś od początku umiałyśmy ze sobą rozmawiać. Kiedy miałam wątpliwości - mówiłam Jej a Ona mi je zazwyczaj rozwiewała. Nigdy zresztą nie ukrywała, że sama przekroczyła granicę, co spowodowało, że Czarodziej również dla Niej był dzieckiem wyjątkowym. Kiedy na mój widok płakał, na Jej - śmiał się od ucha do ucha :).
Więc jaka jest recepta na udaną adopcję...? Jak na mój gust - nie ma.
Trzeba Nam się zdać na los ...


I tym akcentem, życzę pogodnej soboty :)

1 komentarz:

  1. Dziękuję Ci za ten post. Pięknie to napisałaś. Czasem w życiu tak jest, że zrobi się wszystko, co po ludzku można zrobić, a i tak coś nie pójdzie tak, jak powinno. Można mieć absolutnie zdrowe dziecko i to nie znaczy, że nie zachoruje albo, że los nie poukłada nam wydarzeń niekorzystnie, można też przyjąć dziecko, które okaże się być obciążone, po przejściach i zobaczyć, jak pięknie przy nas rozkwitnie, jak wyrośnie na szczęśliwego człowieka lub odnajdzie w życiu swoją drogę.
    Jaka jest recepta na udaną adopcję? Zrób wszystko, co po ludzku możesz zrobić, a potem, kierując się sercem, zdaj się na los i oczekuj najlepszego:-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)