środa, 23 października 2013

Rodzicielstwo adopcyjne a biologiczne.

http://kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/i-pojawila-sie-milosc/ylx8m

Bardzo ciekawy artykuł i płynące z niego wnioski...
Niejednokrotnie sama czuję, że wychowanie adopcyjnego dziecka bywa jednak trudniejsze niż własnego.

Po pierwsze My - Rodzice adopcyjni - totalnie nie wiemy czego po Naszym dziecku się spodziewać, co jest nawykiem a co charakterem, co wynika już z zaburzenia a co np. z upartości czy złości. Do tego żadne cechy Jego/Jej charakteru nie przypominają Naszych cech. Przynajmniej na początku, bo z czasem Czarodzieje nabierają jednak naszych nawyków i tych dobrych i tych złych :)
np. moje dziecko ostatnio leci do mnie przez pół chaty i krzyczy " - Mama Pa " (czyt. mama patrz) - patrzę... a On ma palec w nosie i uśmiechnięty od ucha do ucha :)

Wiem, że adopcja to świetna sprawa. Nie wyobrażam sobie nie mieć Czarodzieja.
To wiadome, że On jest Nasz - czasem patrzę na Niego i myślę " Taki sam walnięty jak My ". Ale znam też to uczucie, kiedy nie wiem skąd biorą się Jego zachowania i się zastanawiam, czy to norma czy już nie?

Jak patrzę na dzieci mojej siostry - to klony Jej i Męża - i prawie każde zachowania Jej dzieci są odzwierciedleniem tego, jak Oni postępują i jakie mają cechy. I chyba właśnie dlatego rodzicielstwo adopcyjne jest pod tym względem trudniejsze od biologicznego. Ciężko znaleźć w nim odnośnik.

Cieszy mnie to, że takie artykuły powstają, bo adopcja to super sprawa - ale świadoma adopcja!
Cieszy mnie też, że mówi się o tym, że My - Matki adopcyjne - też przeżywamy etapy i to, że chcemy dziecka i jesteśmy zdeterminowane w dążeniu do Niego, nie sprawia od razu, że z dnia na dzień potrafimy się w sytuacji tej odnaleźć. Tłumaczę to sobie tym, że My jednak hormonów ciążowych, przygotowujących Nasz umysł i ciało do zostania Matkami nie mamy...

Tymczasem - fotki z Fokarium z niedzieli - foki wymiatają :) fakt faktem, ze chyba ja miałam większą radochę z obcowania z fokami niż mój Syn :P




A to moje "tłuścioszki" :) - tak na marginesie :)



5 komentarzy:

  1. taaa...czytając z samego rana artykuł zastanowiłem się czy będzie o tym na (niniejszym) blogu, czy nie...uff, nie myliłem się. OK nie czytałem na kobieta.pl, czy jakoś tam...tylko na onecie pojawił sie link - to tak żeby było jasne;-))).
    Trudniejsze wychowanie...to jest pewne. I wątpliwości czy niepewność dotycząca różnych zachowań, na które może z lekkim przeczuleniem czasem zwracamy uwagę gdy inni rodzice (biologiczni) nawet może nie wpadną na to by się nad takim zachowaniem zatrzymać. U nas często czujność bywa usypiana przez różnych specjalistów - uspokajaczy ...bo po prostu państwa dziecko jest takie [tu każdy może wstawić co czasem usłyszy od uspokajacza]. Niestety po czasie bywa, że okazuje się, że to okrutne odrzucenie dziecka, wszechobecna w życiu płodowym i po przyjściu na świat patologia zaczyna dawać coraz to silniejsze sygnały, objawy, itp. Dobrze o tym wiedzieć, być świadomym - może właśnie gdy nadchodzi to 'później' jest odrobinę łatwiej zrozumieć, może.
    Nasze dzieci są starsze o ładnych kilka lat od Czarodzieja i patrząc wstecz aż żal ściska, że ulegało się złudzeniom i zapewnieniom uspokajaczy. Czy podjęte przeróżne terapie, wspomagania, itp. wcześniej, zapobiegłyby niektórym zachowaniom ?, ha, tego nie wiemy i już wiedzieć nie będziemy ale niestety nierzadko słyszymy, że szkoda, że nie wcześniej. Tylko, jak wcześniej skoro uspokajacz tak uspokajał??? Moje skromne zdanie - coś Cię Rodzicu A niepokoi, sprawdź więcej niż raz i im szybciej tym może lepiej. I naprawdę najlepiej robić, to co samemu się uważa, bez pełnych zrozumienia dla niektórych zachowań, wypowiedzi najbliższych. Te rady/porady, nawet płynące z serca i doświadczenia mogą czasem tylko uśpić a skoro nie mieli do czynienia z wychowywaniem dzieci adopcyjnych, to ich doświadczenia nie zawsze mogą być przydatne dla nas - rodziców A. I teraz to już nie wiem czy cokolwiek wniosłem w temacie czy tylko wszystko 'takie proste' zagmatwałem;-). My z naszymi dziećmi nie ustajemy by i im i, co tu dużo mówić, NAM pomóc we wspólnej codzienności;-)...pozdrawiam, p.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy, opisujesz gdzieś waszą historię?
    Czyli co? Dobrze że tu jest artykuł ten czy źle :)?

    OdpowiedzUsuń
  3. no...dobrze, tzn. bardzo dobrze, że tu jest i nie dlatego, że na niego tu liczyłem wręcz)). Nie opisuję....pozdrawiam, p.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, ja przy drugim dziecku boleśnie przeżyłam swoją niewiedzę czy złe zachowania wynikają z przebytej traumy, poranionej duszy czy takiego akurat charakteru dziecka.
    Z obydwojgirm dzoeci chodziłam po wszystkich możliwych specjalistach nie dając się zbyć. Wiele trudu mnie to kosztowało, patrzono na mnie jak na hipochondryczkę, zwłaszcza na eeg młodszej, ale dzisiaj jestem spokojna, że nie dałam się zbyć przez właśnie tych uspokajaczy. Wy przyszli i obecni rodzice się nie dajcie, nikt nam łaski nie robi, że gruntownie przebada nam dzieci, a jak trafi się na olewacza to trzeba zmienić lekarza na innego i działać dalej, bo potem z problemami zostaje się samemu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Beata. Że jesteś, piszesz etc.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)