piątek, 27 maja 2016

Co jest dla mnie w adopcji najtrudniejsze?

Gdyby ktoś mnie dziś zapytał, co jest dla mnie w adopcji najtrudniejsze, to z pełną świadomością odpowiedziałabym, że ten moment, kiedy odwiedzamy dziecko a nie możemy go wziąć ze sobą do domu - każda inna Mama może, my nie...

Nie biurokracja, nie procedury - to wszystko da się ogarnąć, zrozumieć a nawet bez problemu zrealizować. Najtrudniejsze jest to rozerwanie, kiedy my jesteśmy tu, a nasze dziecko tam.
Dziś jedna z moich ulubionych Mam adopcyjnych trafnie to podsumowała - "Ciekawe jakby czuła się Mama biologiczna, której po urodzeniu zabraliby dziecko i nie oddali przez dwa-trzy miesiące?".
Ta Mama jest Mamą adopcyjną i biologiczną i ma ona porównanie co do emocji towarzyszących obu narodzinom... Według niej są bardzo podobne.
Dlaczego więc nam - Mamom adopcyjnym - po długim okresie oczekiwania na  nasze dzieci w naszej świadomości, w naszych emocjach (MB mają ciążę) a później w tym wyjątkowym momencie poznania ich (MB mają narodziny) - zabiera się je nam, każąc czekać nie wiadomo ile? Dlaczego?
Dlaczego nasze więzi są mnie ważne od więzi biologicznych rodzin?

Podczas adopcji Czarodzieja mieliśmy sztywne, bezdyskusyjne zasady - jedna godzina odwiedzin w tygodniu. I kropka. Trwało to 2,5 miesiąca. Cholernie długie 2,5 miesiąca.
U Czarodziejki nie mamy praktycznie ograniczeń. Mama zastępcza godzi się na każdy termin i każde wizyty aby nam to ułatwić, jedynie oprócz niedziel. Niedziela jest dla nich, dla ich rodziny! Jest to zrozumiale.
Różnica jednak polega na tym, że 4 lata temu nie mieliśmy dziecka. Dziś dzielenie czasu na pracę, na potrzeby Czarodzieja, na rzeczy życiowe jak sprzątanie, gotowanie, zakupy, lekarze - nas zamęcza. Do domu wracamy kolo 20.00. Ogarniemy Czarodzieja i padamy. Następnego dnia pobudka o 06.00 i wszystko od nowa. W dni kiedy nie jedziemy do Czarodziejki załatwiamy to co nagromadziło się w między czasie, więc czasu też brakuje. I to trwa już dwa miesiące...
Niezależnie też od tego, jak często moglibyśmy się widywać z dziećmi, to i tak najtrudniejsze jest to, że tych emocji, tych spotkań nie możemy do końca przenieść na swój grunt, mimo wszystko jesteśmy w obcym domu, w obcych realiach gdzie nadal panują zasady domu zastępczego, gdzie nie my wychowujemy, przytulamy, dbamy o  nasze dziecko na co dzień.
Wieczorem często myślę sobie, jak to będzie gdy Czarodziejka będzie już z nami, jak na naszym gruncie to będzie wyglądało. Bardzo mocno na to czekamy.
I mam poczucie żalu, że muszę czekać tak długo... bo póki co łóżeczko Czarodziejki koło Czarodzieja nadal stoi puste...


11 komentarzy:

  1. Ale jesteście piękne Dziewczyny:) Paskudny czas, ale ważne ze jesteście razem i wyrywacie ile się da.... Swoją drogą, te przepisy wymagałyby rewolucji.. tylko jak ją zacząć..?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cięzko ją zacząć, bo najwięcej determinacji w tej rewolucji mamy my - Rodzice, a powinni mieć ją wszyscy na każdym etapie zw. z adopcją... Dopóki Ośrodki adopcyjne będą przyjmować "wolę" Sądu za jedyną ostateczną (mowię o odległych terminach), to nic nie zrobimy. Ja mam "obitą głowę" od uderzania w mur...

      Usuń
  2. Zgadzam się z Olgą, że cały ten system trzeba byłoby porządnie zreformować. Moim zdaniem to wręcz nieludzkie, że każe się rodzicom adopcyjnym tak długo czekać na moment, kiedy będą mogli zabrać dziecko do domu. Przecież i tak z reguły odczekali już dłużej, niż większość rodzin biologicznych - więc można byłoby ich chociaż na tym ostatnim etapie trochę oszczędzić. A jeśli nie ich - to dziecko, które też jest w pewnym sensie rozdarte w takiej sytuacji - i nawet jeśli bardzo malutkie, to na pewno mocno przeżywa tę rozłąkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarodziejke odwiedzamy 2 miesiace, rozpoznaje nas, uśmiecha się... ale jak pojawia się w otoczeniu mama zastępcza to aż cała drży, wywija łapkami... nie mam żalu ale gdybyśmy razem mieszkali to przyzwyczajałaby się tylko do nas...

      Usuń
    2. Wiecie co: nie znam szczegółów procedury... na codzień siedzę w terapii i psychoterapii osób dorosłych i jak czytam o tych postępowaniach i myślę sobie o tych kwestiach przywiązania, więzi i tego co już rodzice mogliby budować ze swoim dzieckiem, to mi się nóż w kieszeni otwiera.. wiadomo: nic złego się dziecku w porządnej rz lub pogotowiu nie dzieje, ale tak jak piszesz Beato, dziecko ma prawo być już ze swoimi rodzicami...
      Idealistka ze mnie: macie jakieś pomysły do kogo należałoby uderzyć, żeby to choćby poruszyć?? Mnie przychodzą do głowy pedagodzy/psycholodzy/terapeuci praktycy, których możnaby zapytać co myślą o takich sytuacjach... potem z takim bankiem stanowisk specjalistów uderzyć do rzecznika praw dziecka? ministra sprawiedliwości?

      Usuń
    3. Ja myślę że co oni myślą a ten temat to my wiemy, co jest dla dziecka zdrowe a co tworzy zaburzenia. Zły jest system wiec trzeba by zacząć od góry... Lubię działać charytatywnie i rewolucjonizować - może to moja rola :)

      Usuń
  3. :* Bo ja jak wiesz, naprawdę uważam, że uniemozliwienie zabrania dziecka przez 2,3 miesiące jest po prostu katowaniem i dziecka, i rodzica/ów. My mieliśmy to szczęście i do sądu, i do rodziny zastępczej, i do Ośrodka, że w tydzień mieliśmy Leonka w domku ( dziś, jak widzę, co się dzieje u Was, biję jeszcze większe pokłony w ich stronę!). Tydzień, niby krótko - a cały ten tydzień nie mogłam spać, jeść, miałam tętno prawie 120, świat oszalał, nie byłam w stanie się skupić na prozaicznych rzeczach,myślałam tylko o moim kochanym syneczku, tęskniłam za nim wręcz boleśnie, czułam się dokładnie tak, jak wtedy, gdy obudziłam się po cesarskim cięciu i nie było obok mnie mojej córci. Tylko, że ją zobaczyłam za 2 godzinki i miałam, i mam przy sobie do teraz. A na Leonka musiałam czekać tydzień. WY CZEKACIE DWA MIESIĄCE! Nie dziwię się, że nie możesz spać. Miałam to samo. Nie dziwię się, że tak Ci ciężko. Mi ciężko, nawet, gdy czytam o tym, co u Was. Już nie raz spłakałam się na wieści od Was. Czekam, bardzo czekam, aż Czarodziejka będzie mogła utonąć w Waszych ramionach w Waszym świecie. W tym prawdziwym, intymnym i prywatnym - tylko Waszym świecie.
    Całuję kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonale Ci rozumiem, bo i dla nas te dwa miesiące oczekiwania na decyzję o pieczy były torturami, zwłaszcza, że Hania pod koniec płakała żałośnie kiedy odkładaliśmy ją do łóżeczka i jechaliśmy do domu...
    Niech ten 16 czerwca w końcu przybędzie!!!!!!!!
    Trzymajcie się!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj odkładam małą do łóżeczka a ona tak słodko wyciągnęła swoją rączkę i złapała moją... i co? I do domu...

      Usuń
    2. No właśnie i wtedy serce rozpada się na milion kawałków...

      Usuń
  5. Wytrzymajcie- to się kiedyś skończy, i wtedy już wszystko będzie dla Czarodziejskich Dzieci na Waszych i tylko Waszych zasadach!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)