środa, 22 lipca 2020

Spotkanie z ado-rodzinami w czasach pandemii.

W czerwcu mieliśmy okazję spotkać się on-line z rodzinami adopcyjnymi kończącymi kurs.

Było to osobliwe doświadczenie, ponieważ odbywało się poprzez Teamsa.
Rozmawiało z nami 6 rodzin i Pani psycholog.
(Zawsze mnie fascynuje, że Ośrodek decyduje się zaryzykować zapraszając nas do takich spotkań, bo tak jak zawsze, tak i tym razem, była wolna amerykanka z naszej strony :) ).

Pomijając dwugodzinną rozmowę, w której wypytywano nas o wszystko - o początki, o poszczególne adopcje, o problemy zdrowotne - zawsze takie spotkania kończymy z myślą, że Ci ludzie naprzeciw nas są teraz w najcięższym momencie.
Ukończą kurs, wrócą do domu i będą czekać... Jedni bardziej emocjonalnie, drudzy mniej. Dla jednych będzie to kilka miesięcy a dla drugich może nawet kilka lat.

Zawsze wtedy zastanawiam się co dla mnie było najcięższym momentem.
Nie oczekiwanie - byliśmy młodzi, poszło szybko, ciśnienie nie rosło nam z dnia na dzień.
Dla nas najgorszym momentem wszystkich 3 adopcji było pozostawianie naszych dzieci po wizytach u nich w domach zastępczych i wracanie do swojego domu. Przy pierwszych spotkaniach do pustego domu, przy kolejnych - wypełnionych oczekującymi też dziećmi. Na tym etapie łapaliśmy zawsze największe ciśnienie. Do tego dochodziły jeszcze sądy robiące nam permanentnie pod górkę.

Ale wróćmy do spotkania - abyśmy mogli w pełni poświecić się rozmowie z rodzinami, naszymi dziećmi zajęli się przyjaciele. Co oczywiście nie oznacza, że dzieci nas podczas tej rozmowy nie odwiedziły i przepięknie nie weszły w kadr przyszłym ado-rodzicom. Nie mniej jednak po spotkaniu Czarodziej podszedł do mnie i nieśmiało zapytał:
- Mamo z kim mieliście spotkanie?
- Z rodzinami, które chcą adoptować takie dzieci jak Wy.
Moje starsze dziecko zaczęło się denerwować, nerwowo przygryzać wargę. Zapytałam go, co się dzieje a On mi odpowiedział:
- Ja nie chcę nowych rodziców, nie chcę żeby mnie adoptowali.
Mocno zaskoczona i oniemiała zapytałam:
- Czarodziej ale skąd ci przyszło to do głowy, przecież Ty już masz nas - rodziców?
- Skąd się wziąłem twoim dzieckiem?  W końcu ktoś już raz mnie oddał, prawda?
.................
Przesiedzieliśmy, przegadaliśmy, z śmiechem i żartami zakończyliśmy tę rozmowę ale zaskoczył mnie niewyobrażalnie. Widzicie, nawet kiedy nam się wydaje, ze temat nie istnieje na co dzień w naszym życiu, to okazuje, że w główce się kotłuje i temat powróci w najmniej oczekiwanym momencie.

A poniżej zdjęcie jak się "pandemii" nad morzem :)


3 komentarze:

  1. Trudnych momentów tak naprawdę jest po drodze kilka, zaczynając od decyzji o adopcji, poprzez oczekiwanie na swoją kolejkę na kurs, potem na ten telefon. A potem jeszcze ostateczna decyzja po telefonie. Rozstawanie się z dziećmi, gdy już się je poznało też, zgadzam się. Pierwsze chwile w domu po powierzeniu pieczy. A potem już jakoś idzie 😉 Pytania z kategorii adopcyjnych pojawiają się z znienacka i u nas, jakby nigdy nic. Podziwiam, że potraficie tak przed całą grupą dzielić się swoimi doświadczeniami, pamiętam, że wyczekiwaliśmy tych zajęć, żeby posłuchać historii z życia wziętych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas ta decyzja to jakaś w ogóle trudna nie była 🙈🙈🙈 ale początki w domu - zgadzam sie, np z trzecim początek trwał 2 lata 🙈 dwa lata płakał cale noce 🙈🤦🤷 myslalam że se chwilami strzele w łeb ;)
      Początki koronawirusa tez tez były ciężkie 😂😂😂
      Gdzie sie nie odwrócisz to ciezki okres ;).
      A z tą grupą to my mamy chyba taki adopcyjny ekshibicjonizm, jakoś to po tylu latach każdą kostką czujemy i jest to dla nas tak naturalne jak opowieści kobiet o porodach czy ciąży 😆😆😆

      Usuń
  2. Fajnie, ze tacy jesteście 😉 Nie wspomnę o blogu. Przeszukałam cały Internet w poszukiwaniu blogów adopcyjnych, a jakiś znalazłam to okazały się skarbnicą wiedzy, zaczytywałam się nimi w oczekiwaniu na telefon, ale lubię i teraz wpaść i sprawdzić, co słychać 🙂

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)