Skąd wiem, że moje dzieci są naprawdę moimi dziećmi? Że wszystko to, co się wydarzyło, było właśnie po to, aby ich odnaleźć?
Do nie swoich dzieci nie miałabym intuicji...
Ci, co czytają mnie od dawna wiedzą jakie wahania przeżywamy - wahania związane z rozwojem Czarodzieja. Gdy do Nas przybył, był za rówieśnikami dokładnie tyle, ile spędził w Domu Dziecka czyli jakieś rok-półtora. W wieku 4 lat okazało się, że nadgonił i że świetnie daje sobie radę.
Przyszedł jednak kolejny etap - 5 lat i większe już wymagania. Tu znowu poczuliśmy załamanie. Oczywiście wszyscy mi się dziwią, ganią mnie za to, że "panikuję" ... Ja nie panikuję, ja czuję że moje dziecko ma z czymś problem, że coś jest dla niego zbyt trudne. Przez skórę to czuję. Złość, niegrzeczność to dlatego, że nie potrafi robić pewnych rzeczy tak, jakby chciał.
Jak wiecie nie czekając długo, umówiłam go na pełną diagnostykę psychologiczno-pedagogiczną - ku zdziwieniu innych, bo po co?
Wczoraj odebrałam wyniki. Moje strachy odbiły się na kartce papieru. Mam to na piśmie. Czytam i czytam i wszystko się zgadza, w końcu nazwał ktoś wszystko to, co ja widzę.
Niestety to, co z Czarodziejem działo się na początku jego drogi czyli myślę, że jednak nie do końca szanująca go w brzuszku Mama, 4 tygodnie samotnie spędzone w szpitalu i nie bycie przytulanym przez nikogo czy potem 15 miesięcy w Domu Dziecka wraz z 12 innych dzieci, będzie na jego życie rzutowało już zawsze. Będzie dawało cień, z którym będziemy musieli walczyć.
Te 2 lata terapii i 4 lata życia z Nami, w naszej rodzinie, dały mu 25% progres w stosunku do tego, z czym do nas przyszedł. To utwierdziło mnie w przekonaniu jak ważne jest to, co robimy i jak ważne dla niego są czasem moje strachy. Ja nie dołuję własnego dziecka - jak pod nosem przebakuja niektorzy biologiczni - ja walczę o nie, walczę aby miało takie samo życie jak wasze dzieci. Te dzieci, o które dbałyście w ciąży i które od pierwszych chwil czuły, że mają kogoś i są dla kogoś ważne.
Mój Syn tego nie miał, dlatego teraz muszę robić dwa razy więcej aby to czuł. Moje dziecko - to nie wasze dziecko.
I tym razem muszę podziękować sobie, że jestem patologicznie uparta, że doszukuję się dziury w całym i że czasem panikuję - bo gdyby nie ja, to pewne rzeczy nadal zrzucalibyśmy na kark wieku, tego że jest chłopcem, czy tego - że minie. Nie wszystko samo minie. U nas w domu zawsze jest ten sam scenariusz - ja cisnę, mąż uważa, że lekko panikuję, ja i tak robię swoje - a potem wychodzi jednak na moje...
Co teraz przed nami? Wzmożona dalsza terapia wyrównująca jego szanse w pójściu do szkoły - mamy dwa lata i na pewno wykorzystamy je możliwie najbardziej. Jest dużo rzeczy, które mamy poniżej normy. Ale jeśli przez dwa lata udało nam się osiągnąć 25% progres to wiem, że warto i że to ma sens, że to coś daje. I kiedy chce mi się płakać, to wtedy przypominam to sobie. Jest mi przykro, że przez system, przez nieodpowiedzialnych ludzi jest mu teraz ciężej. W sumie to jest mi cholernie przykro nawet... ale niestety nic nie zrobię, mogę jedynie starać się mu to wszystko jakoś ułatwiać.
Zawsze jak Cię czytam, to myślę, że jesteś naprawdę wspaniałą matką. Wielu biologicznych rodziców mogłoby brać z Ciebie przykład...
OdpowiedzUsuńPowiem ci że nie jestem idealna, oj nie o jezuuuuu :) to jest po prostu jeden z tematów, ktorych mocno pilnuje, w innych ogólnie raczej jestem z tych matek, które są raczej wyluzowane :) i to czasem pewnie za bardzo :/
UsuńPrzeanalizuj jego kalendarz szczepień... To podstawa... Przepraszam że anonimowo ale jestem lekarzem o tego typu sugestie są dla mnie odgórnie zabronione. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń