piątek, 9 września 2016

Opieka po adopcji!

Według mnie słabością istniejącego systemu dot. adopcji jest zbyt mała opieka po - dla rodzin u których już jest dziecko. Prawnie przez parę miesięcy nie jest jeszcze ich ale mają powierzoną pieczę - czyli dziecko przebywa w miejscu zamieszkania przyszłych rodziców czekając na zakończenie procedur adopcyjnych.

Kurs i zderzenie z rzeczywistością po - to dwie rożne sprawy. Wtedy nagle wszystko to, czego się nauczyliśmy próbujemy zamienić w praktykę. Bywa bardzo trudno. W okresie pre-adopcji jest spotkanie z Ośrodkiem na którym badane są nawiązane przez ten okres więzi, jest rozmowa ale system nie przewiduje więcej takich spotkań o ile nie ma niepokojących objawów. My Matki z kolei, mam wrażenie, że w większości boimy się jednak mówić o tych trudnościach, które napotykamy, w obawie, że zostanie to negatywnie odebrane albo doprowadzi do utraty zaufania wobec nas czy nie daj Boże problemów z procedurą, bo sobie nie radzimy, bo pokażemy własną słabość...a nikt nie lubi okazywać słabości. My, jako rodzina mieliśmy zawsze dobry kontakt z Ośrodkiem i naszymi Opiekunami - podkreślam to tu niejednokrotnie - wiem jednak, że są rodziny, które nie są tak otwarte i z własnymi problemami zamykają się w domu.
Myślę, że dużo Matek mierzy się z oczekiwaniami a potem z realiami, które je dotykają. Nie mamy hormonów w ciąży, które przygotowują nas jak inne Mamy do macierzyństwa, nie czujemy wiele miesięcy naszego dziecka pod sercem. Możemy tylko te doznania sobie wizualizować. Facet dziecka tak czy tak nie rodzi.
Od Nas - kobiet - oczekuje się w adopcji więcej. Już nie będę dyskutować, że w ogóle w życiu od kobiet wymaga się więcej, bo nie czas i nie miejsce :) - to temat na osobny post :).
Przy każdym z naszym procesów, to mnie wrzucano od razu na głęboką wodę dając dziecko, każąc je od razu nakarmić, wykąpać czy (o zgrozo!) uśpić - facet może poczekać na moment aż będzie gotowy, aż będzie się czuł komfortowo... W momencie, gdy to facet przejmuje pałeczkę jest to odbierane z dozą niepewności, czy z kobietą jest wszystko w porządku.

Na pewno są takie Rodziny, co jak w masło wchodzą od pierwszego dnia, w którym zamieszka z nimi dziecko ale co z takimi, które muszą się z tym oswoić? O depresji po-adopcyjnej niewspominając - jestem pewna, że i taki syndrom istnieje. Jeśli nie otrzymają wtedy mocnego wsparcia od kogoś kto to przeżył, kto to zrozumie nie oceniając, to może skończyć się źle. Stają się wtedy ofiarą systemu dostając na całe życie łatkę, że nie zaakceptowały swojego dziecka... Co gorsza muszą z tym dalej żyć... Drżę do dzisiaj, jak potoczyłoby się moje życie, gdybyśmy nie wspierali siebie nawzajem, gdyby mój mąż nie był tak cierpliwy a ja tak zawzięta... Często dlatego mówię innym z jakimi emocjami dla mnie wiązała się adopcja - nie po to aby podkreślać jacy "dzielni" jesteśmy dziś ale po to aby pokazywać, że to nie jest łatwy proces i lepiej wiedzieć o tym od początku.

Druga adopcja to pikuś w stosunku do pierwszej - o adopcji niemowlaka w stosunku do dziecka starszego jakim był Czarodziej nie wspomnę - oczekiwania przy drugim procesie stają się mocno realne, dzięki temu co przeżyło się przy pierwszym procesie. Dla mnie to były emocjonalne wakacje :). Nic nie zahartuje cię bardziej, żadna podana na tacy wiedza - jak doświadczenie.
W chwilach jednak, kiedy słyszę o nieudanych procesach przypominam sobie, jak ciężkie pierwsze miesiące miałam z Czarodziejem. Z moim Czarodziejem!
Jak bolało mnie to, że on mnie nie potrzebuje, nie słucha, nie zależy mu na kontakcie ze mną i że ja nie czuję ciągłej euforii związanej z posiadaniem dziecka, na które przecież tak długo czekałam. Jak dużo rozczarowań sobą - sama sobie serwowałam. Wtedy życie ratował mi mój Mąż, który dawał mi chwilę odskoczni, wolnego i wciąż ładował we mnie poczucie, że mam prawo tak czuć i że nie mogę robić sama sobie ciśnienia bo zwariuję... Jak wiele zyskiwałam wtedy dzięki jego spokojowi i jego pewności, że dam radę. Kiedy ja podczas cięższych chwil zaczynałam w siebie wątpić, on nawet nigdy nie zaczął. Kurcze, muszę sobie o tym częściej przypominać, szczególnie wtedy, kiedy doprowadza mnie swoim spokojem do szewskiej pasji :).  Chciałabym wtedy poznać rodziców po, którzy opowiedzieliby mi i takie historie a nie tylko te, w których od początku wszystko gra. Uważam, że przez cały czas na kursie powinna być obecna choć jedna rodzina po - bo nic nas samych bardziej nie niszczy niż oczekiwania wobec samego siebie, które czasem tak ciężko spełnić. Do każdego ważnego procesu w życiu potrzeba czasu - w adopcji tak samo. Tylko trzeba umieć go sobie dać.








15 komentarzy:

  1. Oj kochana jakże ja bardzo podzielam Twój punkt widzenia, u nas nie było absolutnie żadnej opieki w trakcie pieczy, Panie nie spotkały się z nami, nie chciały zobaczyć dzieci i wręcz drwiły z naszych problemów wzbudzając tym w nas poczucie winy, że może z nami coś nie tak... wrogowi nie życzę. Także potwierdzam, do adopcji zwłaszcza starszego dziecka trzeba być silnym i mieć wsparcie przynajmniej wśród bliskich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu Ośrodkach tak jest, uważam ze to powinno się zmienić.

      Usuń
    2. Nie znam zupełnie sprawy od środka, ale kiedyś byłam na szkoleniu z facetem, który właśnie dostał pracę w oa. Byłam zdziwiona jak niewiele oferują one rodzinom po adopcji.... W szkole podstawowej prowadziłam cykl warsztatów dla dzieci plus dyżur. Spotkałam się z Mamą która była po adopcji kilkumiesiecznej córki, wcześniej adoptowali syna (na tamten czas w wieku 8-9)... kobita była na skraju: syn wg. niej problematyczny, wg. nauczycieli aniołek, nikt matce nie wierzył ...wysluchalam starannie, spytalam o pomoc psychologiczną i pedagogiczną po adopcji.... niby można skorzystać, ale klimat ten sam co w twoim wpisie, głównie obawa przed oceną, brak realnego wsparcia, wsparcia wychowawczego... Beata, nadajesz się na rewolucjoniste? :)
      ps. Ja urodziłam i instynkt mi niewiele pomógł. Byłam goła i mało wesoła w tych kwestiach:)

      Usuń
    3. Rewolucjonistką to ja się niestety urodziłam :) zawsze muszę mieć coś do powiedzenia i jest to i moje skaranie i moje zaleta - w zależności od sytuacji i ludzi po drugiej stronie :) I tak całkiem poważnie - rewolucja tylko wtedy coś przyniesie, jeśli będziemy składać zapotrzebowanie na taką pomoc. Musimy o tym mówić bo inaczej skąd ktoś ma wiedzieć czego potrzebujemy?

      Usuń
    4. No to Matka:) poczekaj na odpowiedni czas i na barykady:)

      Usuń
    5. Nooooo chętnie :) tylko muszę sie upewnic czy jest na to potrzeba czy może rzeczywiscie 90% wchodzi w to jak w masło i to ja przesadzam ...

      Usuń
  2. Nasze prowadzące od początku podkreślały, że są dla także po zakończeniu procedury, że zawsze możemy zadzwonić, przyjechać, z każdym problemem. I korzystaliśmy z tej pomocy, ale w sytuacji kiedy problemy nieco nas przerosły, skorzystaliśmy także z pomocy z zewnątrz. Nie podobało mi się propozycja rozwiązania psychologa z OA. Poza tym czułam, że tam nam nie pomogą. I łatwiej było mi się otworzyć przed kimś z zewnątrz.
    A pierwsze dni z Synkiem były naprawdę trudne. Pamiętam, jak oboje płakaliśmy nad łożeczkiem, jak ogarniało nas przerażenie. To był jednocześnie najpiękniejszy i najtrudniejszy czas w naszym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale wiem, o czym piszesz. Pierwsze dni z córeczką były mega trudne. Nagle dostajesz dziecko i.. Nie wiedziałam, dlaczego płacze. Czy jest głodna, chce spać, czy jeszcze coś innego.. Nie wiedziałam, czy dobrze ją trzymam, karmię.. Nikt nie dał mi instrukcji obsługi do dziecka, które nagle pojawiło się w moim poukładanym od lat życiu. Kompletnie z niczym nie mogliśmy się wyrobić. Wieczorami płakałam ze zmęczenia i bezsilności. Choć krótko jesteśmy razem, to z dnia na dzień jest coraz lepiej. Mała po tygodniu zaczęła się uśmiechać - wnioskuję, że jej u nas dobrze :)
      Na szkoleniach zabrakło mi rzeczy, których kobieta w ciąży uczy się w szkole rodzenia. Mąż nocami wertował mądre książki i przekopywał internet, by znakeźć odpowiedzi na wieke, z pozoru błahych pytań.

      Usuń
    2. Kurcze i o to chodzi dziewczyny aby o tym mówić, ile mi byłoby łatwiej jakbym wiedziała że inni też tak mają...

      Usuń
    3. Beata, dzięki Twojemu blogowi (i blogom kilku innych dziewczyn), miałam świadomość tego, że nie będzie kolorowo, wręcz nastawiałam się na to, że będzie źle. Tylko teoria teorią, a gdy przyszło zmierzyć się z tym wszystkim w realnym życiu, to sama zaczęłam wątpić, czy ja w ogóle nadaję się na matkę.
      Czuję też potrzebę niesienia kaganka oświaty i kazdemu, kto pyta, jak mi życie się układa z córeczką, otwarcie mówię, jak było, i jak jest teraz.

      Usuń
  3. U nas początki też były mocno "hardkorowe" - choć przecież mieliśmy u siebie trzymiesięczne niemowlę z sytuacji wręcz "wymarzonej" przez rodziców adopcyjnych - więc TEORETYCZNIE nie powinno być większych problemów. Z tym że ja od samego początku podchodziłam raczej sceptycznie do ofert pomocy, jakie padły ze strony naszego ośrodka. I nawet gdybym w końcu zdecydowała się z jakiegokolwiek wsparcia zewnętrznego skorzystać- to raczej poszukałabym go w innym miejscu, podobnie jak mama Tygryska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ja ostatnio byłam na Grupie w Ośrodku, Myslę że ekstra sa takie spotkania z rodzinami , mozna wyminic doświadczenia poznac co nas może czekać. Tylko mało rodzin, ludzie chyba boją się oceny , czasem przyznania , że jest problem , a to chodzi o to aby sie spotkac wymienić doświadczeniami aby dzieci sie poznały, aby poczuły się silniejsze dzieki wsparciu grupy. ..
    AGa

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)