Jak wiecie - albo i nie, to teraz się dowiecie :) - dostaliśmy aż dwa zlecenia kuratorskie wraz z powierzeniem pieczy.
Pani Sędzia, która prowadziła naszą sprawę wraz z postanowieniem pieczy nadała nam dwa zlecenia kuratorskie - comiesięczne. Dała nam ogólnie wszystko to, co ustawa przewidziała - w pełnym tego zakresie ... Niestety okazuje się jednak, że nasze próby przyspieszenia rozprawy o powierzenie pieczy były co najmniej jakąś zbrodnią! Widać nie jest dla innych zrozumiałe to, że my rodzice chcemy, aby nasze dziecko było z nami jak najszybciej... Tak samo jak chcą tego rodzice biologiczni, tak samo chcemy tego my - adopcyjni. Gdy odnajdujemy nasze dziecko chcemy być już razem jak najszybciej i każdy dzień to opóźniający, to dla nas tortura!
Na rozprawie okazało się, że nie powinniśmy widywać się z Czarodziejką w Pogotowiu do momentu wydania przez Panią Sędzię postanowienia o osobistej styczności... Jasne... wtedy oczekiwanie na pieczę i na wspólne zamieszkanie przeciągnęłoby się o kolejne 2,5 miesiąca... po raz kolejny przekonuję się, że to nie dziecko jest tutaj najważniejsze i jego dobro jest niestety daleko za procedurami. A Sądy to według mnie najsłabsze ogniwo całego procesu...
Wizyta Pani Kurator była bardzo sympatyczna, okazało się, ze odwiedziła Nas Pani, która prowadziła również sprawę Czarodzieja - tak, wtedy też mieliśmy Kuratora, bo byłam na tyle bezczelna aby również pisać do Sądu prośby o przyspieszenie rozprawy (przypominam, że na pieczę czekaliśmy również prawie 3 miesiące). Pani Kurator przywitała nas słowami "Z ciekawości do Was przyszłam, co żeście przeskrobali, że dostaliście aż 2 zlecenia kuratorskie". Z uśmiechem wyjaśniłam Pani Kurator na czym polegała nasza bezczelność - na 2 pismach do Sądu oraz na spotkaniu z Prezesem Sądu w celu przyspieszenia powierzenia pieczy nad Czarodziejką... Nasza bezczelność nie znała granic... Pani Kurator doskonale pamiętała Czarodzieja i nie mogła wyjść z podziwu jakim jest chłopcem. Miał akurat świetny dzień, bo nawet z nią porozmawiał :). Całe szczęście Pani Kurator okazała się dla nas bardziej wyrozumiała i doskonale rozumiała na czym polegała nasza zbrodnia!
Następna wizyta we wrześniu.
Przy takich doświadczeniach ciężko się dziwić komuś, kto jako nowy chce wejść w proces adopcji, że jest przeświadczony o zbyt wygórowanych procedurach i się ich boi.
O ile procedury ze strony Ośrodka są dla mnie w pełni zrozumiałe - muszą jak najlepiej nas poznać oraz dobrać najlepszych rodziców dla dziecka - o tyle wygórowane ambicje Sądu co do swojej roli są dla mnie lekko niezrozumiałe. Sąd ma nadać moc prawną całemu procesowi i prawda jest taka, że nie mają wpływu na połączenie nas z naszym odnalezionym dzieckiem i to, co z tego wyniknie. O tym decyduje Ośrodek. I nikt mnie nie przekona, że wszystkie rozprawy o powierzenie pieczy odbywają się jawnie - nie, bo w ostatnim czasie dwie znajome mi pary otrzymały zaoczne postanowienie - czyli pismo o powierzenie pieczy czekało na nich w sekretariacie Sądu wystawione i podpisane przez Panią Sędzię bez osobistego poznania ich. Można? Można. Ich dzieci trafiły do nich odpowiednio w 9 dni i 3 tygodnie. My na nasze czekaliśmy 2,5 miesiąca. Nadal nie mogę się pogodzić z tak nierówną i niesprawiedliwą procedurą. Czarodziejka jest z nami już prawie 2 miesiące a ja nie mogę zapomnieć tych uczuć, które w nas były, gdy ją odwiedzaliśmy ale nie mogliśmy jej zabrać do domu.
Mówcie co chcecie, ale coś tu jest nie tak... coś tu po prostu nie działa...
My dwa lata temu w maju mieliśmy taką sytuację zaocznej pieczy, i to nie był wyjątek tylko stała praktyka naszego sądu.
OdpowiedzUsuńZa to ośrodek (zaczynam podejrzewać) robi nam pod górkę. Bi jak to my śmialiśmy zmienić decyzję i starać się teraz o drugie dziecko skoro przy pierwszej adopcji deklarowaliśmy że jedno i na tym poprzestaniemy. Na nic zdały się telefony do Pani "opiekunki" z informacjami do kiedy jestem na zwolnieniu lekarskim po operacji, i kiedy wracam do pracy. I co? Wizyta w domu odbyła się w ostatnim dniu przewidziamym przez ośrodek (deklarują wizytę w domu w ciągu 3 miesięcy od dnia złożenia dokumentów) i na nic zdały się moje tłumaczenia że nie mogę zwolnić się z pracy bo jestem sama bo szefowa w końcu poszła na urlop (dwa lata nie była bo mnie nie było a osoby za mnie na zastępstwo się nie sprawdzały albo same odchodziły).
Rozgoryczenie i żal mamy oboje z mężem bo wizyta wcale nie była miła :-( (w pierwszej adopcji prowadziła nas ta sama kobieta i wszyztko odbywało się w normalnej atmosferze) , pytania typu:
-dlaczego zmienili państwo zdanie i staracie się o drugie dziecko?
-dlaczego to ma być dziewczynka? A co jak przydzielimy państwu chłopca?
I tak w kółko :-( Ale co nie migliśmy zmienić zdania? Chcemy aby Pchełka miała rodzeństwo, aby nie była sama, ona sama też chce mieć siostrzyczkę (i to chyba Panią najbardziej denerwowało).
Przepraszam że wylałam swoje żale ale wizyta była w środę a ja nadal nje mogę dojść do siebie.
A jeszcze teksty szanownej Paniusi kilka razy wtrącane: teraz to trudniej będzie o dziecko bo 500+ weszło i sądy oddają dzieci rodzinom biologicznym. Po co Ona to nam mówi? Mało nerwów jest w tum całym procesie????
Aga ja raz wstrzymalam procedure drugiego dziecka po tym jak ciezko zachorowala moja siostrzenica i psychicznie nie bylam w stanie prztjac dziecka i nikogo to nie zdziwilo także co to za dziwota ze doroslo sie do drugiego dziecka??? Paranoja jakas!!!
OdpowiedzUsuńCzyli ze strony sądu to czysta uzurpacja cudzych kompetencji?
OdpowiedzUsuńNo powiem ci ze przynajmniej wyolbrzymianie roli w calym procesie - fajnie byloby jakby głównie zajęli sie faktycznym przyspieszeniem terminow i robieniem wszystkiego aby dziecko w rodzinie bylo jak najszybciej!!!Czarodziejke poznalismy w marcu, jest sierpien a my nie mamy terminu (zresztą na rozprawie powierzenia pieczy Pani Sedzina pod wątpliwość poddała zakończenie procesu na następnej rozprawie). Oczekiwanie na rozprawe to okolo pol roku... w tym roku nie nabierzemy zadnych praw do Malej. I niestety odnosze wrażenie ze tylko dlatego ze komus brakuje na to checi i zawodzi tzw. czynnik ludzki...
UsuńJesteśmy stosunkowo dobrze sprawdzoną i znaną rodziną (poprzez adopcje Czarodzieja) a dostalismy okres probny i kuratora jakbysmy sie conajmniej o odzyskanie Czarodziejki starali...
Usuń....
My naszego Bąbla poznaliśmy w czwartek 31.10, był w pogotowiu opiekuńczym. W poniedziałek 4.11 mieliśmy do odbioru w sądzie postanowienie, że piecze przyznano nam od 5.11. W międzyczasie był 1.11, a mimo wszystko można było... A na samą sprawę adopcyjną czekaliśmy do 10.12. O północy z 24 na 25.12 orzeczenie się uprawomocniło i Bąbel stał się członkiem naszej rodziny w mocy prawa. Znacząca data, prawda?:-) Zatem jak się chce to można wszystko zrobić szybko dla dobra dziecka i z tego co wiem, to w naszym sądzie takie właśnie postępowanie jest regułą... Pozdrawiam. PS. My niedawno dostaliśmy drugą kwalifikację i czekamy:-)
OdpowiedzUsuńI takie historie właśnie mnie upewniają w tym, że zderzylismy sie po raz kolejny z ogromną znieczulicą i niesprawiedliwoscią. Jesli mozna w 4 dni to jak nazwac nasze prawie 3 m-ce?
Usuńto straszne, naprawdę - macie bardzo wrednego sędziego ... :/ i na pewno nie chodzi tu o dobro dziecka ... dla którego wy jesteście największym dobrem
OdpowiedzUsuńJa co prawda nie mam dzieci i nie adoptowałam, aczkolwiek czytam Twój blog i inne już od ok 2 lat. Coś na pewno nie działa w naszym systemie. Masz rację - nie liczy się dobro dziecka, a procedury. Może w końcu kiedyś się to zmieni. A to, że inni krócej czekają wynika, moim zdaniem, tylko i wyłącznie z przekonań i nastawienia osób prowadzących sprawę, którzy nie są przesiąknięci znieczulicą i biurokracją. I takich osób powinno być więcej i powinni walczyć z bezpodstawnym przeciąganiem spraw przez swoich kolegów z branży...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jesteście już razem!
Pozdrawiam,
Mila
P.S. Zapraszam Cię serdecznie na mój niedawno założony blog https://noszonewsercu.blogspot.com
My też stawaliśmy na głowie, żeby przyspieszyć terminy. Na nic się to zdało. W końcu sąd jest niezawisły i nie poddaje się naciskom. A dobro dziecka. Oj tam, krzywda mus się już nie dzieje. Ironizuję, ale mam wrażenie, że tak to wygląda. U nas było podobnie, choć powinnam się cieszyć, że znalazł się ktoś, kto nie zważając na konsekwencje, wypuścił Tygrysa z DD jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńUściski
Jak słyszę w przypadku lekarzy czy właśnie sądów "czynnik ludzki" - czyli że czas, zaangazowanie, efekt zależy od tego, na kogo sie trafi - to mi sie nóż w kieszeni otwiera. Tam nie ma miejsca na ludzkie zaniedbania czy humory... zbyt duze są tego konsekwencje. Wszystko powinno chodzic jak w zegarku.
OdpowiedzUsuń