niedziela, 12 listopada 2017

Badania więzi.

Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że jeszcze raz będziemy to przechodzić, to zdrowo bym go wyśmiała i rzuciła przy tym parę soczystych przekleństw (ci, co mnie znają wiedzą, że do używania ich mam wyjątkowy talent i zamiłowanie).

W końcu udało nam się dojechać do Ośrodka. Ogarnęliśmy się po wszystkich chorobach i w całkiem dobrych humorach się tam pojawiliśmy. Być może to głupie ale ja tego miejsca już kompletnie nie kojarzę w kategorii testów/ sprawdzania/ kontroli. Czujemy się tam tak dobrze, że rzadko kiedy jesteśmy nerwowo przejęci tym, po co tam jedziemy.

Badania więzi przebiegły jak zwykle w miłej i swobodnej atmosferze, poopowiadaliśmy trochę o masakrze ostatnich miesięcy i przeszliśmy do wypełniania testów.
I tu myślałam, że umrę ze śmiechu. Jeszcze poprzednie testy wypełniałam "na pewno nie" " na pewno tak". Przy trzecim Czarodziejku z mojego "Na pewno nie" zostało "raczej nie" a z "na pewno tak" - "raczej tak" :). To znak, że na takiej liczebności rodzinnej już na pewno poprzestaniemy - i proszę bez głupich żartów, bo rzucę parę soczystych przekleństw :).

Ciekawe gdzie podziała się teraz ta moja pewność siebie? Mam nadzieję, że ukryła się gdzieś pod zmęczeniem, codziennością i zmartwieniami i że wróci któregoś dnia, bo troszkę za nią tęsknie.








1 komentarz:

  1. Ja miałam stres, mimo że znałam ludzi itd. Może przy trzecim dziecku już bym zluzowała. Ale fakt faktem już po pierwszym dziecku człowiek spuszcza z tonu :) A pewna siebie nadal jesteś, mimo że poglądy bardziej rozmyte :) A.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)