wtorek, 5 września 2017

Rodzina zastępcza.

Przeżyłam trzy i myślę, że już wiem jaka jest najlepsza dla naszych dzieci.
Rodzina Zastępcza Czarodzieja
Byliśmy młodzi, niedoświadczeni, myśleliśmy, że tak ma być. Że wizyty i poznanie dziecka to wszędzie pół godziny tygodniowo a i czasem raz na dwa tygodnie, jak rodzina jest zajęta. Przeżyliśmy tak prawie 2,5 miesiąca i do domu dostaliśmy obce dziecko. Nie mogliśmy wyjść z nim na dwór, do ogródka, nic... Pół godziny w zamkniętej bawialni. Kiedyś myślałam, że tak musi być, zanim poznałam Rodziny zastępcze Czarodziejki i Czarodziejka...
Czas pokazał też, że to nie była jedyna "nieprawidłowość" w tej rodzinie, z jej efektami zmagamy się do dziś...Wiecie że swego czasu szukałam diagnoz u Czarodzieja, w końcu chyba rozwikłała się zagadka, w tej rodzinie nie było wszystko ok. I na tym na razie poprzestańmy.

Rodzina Zastępcza Czarodziejki
Cudowna ciepła Pani, z którą chemię człowiek zyskuje od razu. Pozwolenie na przychodzenie do dziecka (oczywiście po wcześniejszym telefonie) kiedy możemy, oprócz tylko niedzieli - bez problemu, rozumiem, niedziela jest dla rodziny. Mogliśmy spacerować z Małą po pobliskim lesie, leżeć sobie na kocu, bawiąc się, śmiejąc. Mogliśmy ją myć, karmić, kłaść. Na pożegnanie otrzymaliśmy wyprawkę i rzeczy osobiste Małej. Do dziś mamy kontakt.

Rodzina Zastępcza Czarodziejka
Cud Kobieta :) uśmiechnięta, otwarta, ciepła. Mogliśmy przychodzić, kiedy chcieliśmy, kiedy tylko byli w domu. Gościli nas za każdym razem przekąskami, owocami, kolacją. Z czasem dietetyczną :) - bo już zauważyli, że się odchudzamy :). Pomagali dopilnować reszty Czarodziejów abyśmy mogli spędzić chwilę z Czarodziejkiem, umyć go, położyć... Na odchodne otrzymaliśmy dwie siaty rzeczy Czarodziejka "w końcu wszystkie są jego", 3 butelki, zestaw smoczków, jedzenie i nawet szczepionkę, prezenty itd

Jeśli jeszcze macie wątpliwości jak powinna wyglądać rodzina zastępcza i czy coś jest normalne to mam nadzieję, że wam pomogłam. Ja już teraz wiem, że gdyby spotkała mnie znowu rodzina numer "1" nie siedziałabym cicho, tylko interweniowała w Ośrodku o pomoc w widzeniach.
Nie bądźcie bierni i nie gódźcie się na wszystko. Mamy prawo poznawać własne dzieci, myślę ze 2-3 razy w tygodniu znajdzie się na to czas. W końcu rodziny zastępcze znają swoją rolę i powinny nam pomagać a nie utrudniać. Okres spotkań to bardzo ciężki czas dla rodzin i naprawdę ważne jest gdy ktoś nam w tym pomaga a nie przeszkadza.

5 komentarzy:

  1. My nie mieliśmy do czynienia z rodziną zastępczą, ponieważ Tygrys znajdował się w DD. Mogliśmy Go odwiedzać, jak często chcieliśmy, karmić, przewijać. Na szczęście trwało to tylko tydzień. Problem mieliśmy z opiekunem prawnym i to zgłosiliśmy gdzie tylko się dało, żeby na przyszłość ta osoba nie była odpowiedzialna za inne dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  2. My tez trafiliśmy na takich fajnych ludzi. Mogliśmy odwiedzać naszą Hanie 3-4 razy w tygodniu, oprócz niedzieli - ten sam powód. Mogliśmy spędzać wspólnie czas na spacerach, a nawet "weekendować" się z Hańcią w domu;-)A, że sprawa nasza w sądzie o pieczę trwała - podobnie jak u Was z Czarodziejem - dwa miesiące to dość długo i często musieli nas znosić. Oprócz naszego dziecka, była tam jeszcze trójka dzieci oraz ich własne dziecko (też adoptowane)więc działo się;-)Mimo to zawsze witali nas z uśmiechem, kawą, ciachem. Kiedy W KOŃCU dostaliśmy zgodę na zabranie Hani do domu na zawsze nie chcieli nas puścić i prawie popłakali się jak żegnali się Hanią;) Do dziś mamy kontakt mailowy. Choć z drugiej strony na początku byłam na nich zła, bo kiedy Hania na nasz widok, na nasze głosy reagowała płaczem który trwał i trwał nie potrafili nas wesprzeć tylko mówili "pierwszy raz widzimy jak tak małe dziecko reaguję na ludzi!" Po takich słowach zapadaliśmy się w sobie jeszcze bardziej i byliśmy w stanie uwierzyć, że Hania nas nie akceptuje;-0. Na szczęście sami znaleźliśmy sposób na naszą Księżniczkę i potem już było tylko lepiej.
    Przykre, że takie mieliście doświadczenie z rz u Czarodzieja, bo to z pewnością nie ułatwia budowania relacji z dzieckiem.
    Tyśka

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas Bąbel był w DD, a nie w rodzinie zastępczej - ale na szczęście też nie ograniczano nam w żaden sposób spotkań z nim i nie ingerowano w to, jak spędzamy wspólnie czas. Mogliśmy spacerować po pięknej okolicy, wieczorami kąpać go i układać do snu, być z nim praktycznie bez żadnych limitów. Ale i tak cieszyliśmy się , że trwało to wszystko tylko tydzień - a potem dostaliśmy pieczę i zabraliśmy go wreszcie do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nam się udało mieć złotą rodzinę zastępczą, sprzyjającą i w ogóle. Również otrzymaliśmy całe torby rzeczy małej.
    Słuchałam historii innych rodzin i wiem, że nie każdy ma to szczęście.
    Mam nadzieję, że niedługo poznamy nasze drugie dziecko i podobnie jak Ty, wiem, że w razie potrzeby będę interweniować. Z tym, ze przy drugiej adopcji człowiek jest bardziej świadomy i mniej skołowany, tak mi się przynajmniej wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poryczałam się. Nie wiem czemu. Dalej ryczę.
    Czyżbym wszystko wyparła i nagle wróciła do mnie RZ, w której był mój synuś? Nie była to zła rodzina, mogliśmy siedzieć do nocy, kiedy chcieliśmy tylko, choć przecież czas od puierwszego spotkania do zabrania młodego do domu wyniosl tydzien ( i to niecały). Miałam szczęście. Mam szczęście.
    Dobrze, że to napisałaś...<3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli logujecie się jako Anonimowy - nie zapomnijcie podpisać się w treści komentarza :)