Są chwile, kiedy walczę z Czarodziejką i jej humorkami a Czarodziej w tym samym momencie nawija mi non toper nad uchem, nie zważając uwagi na to, że męczę się, stękam i biegam... Tak! Są chwile, że jestem kompletnie przerażona tym, co ma nastąpić...
Kompletnie przerażona czy dam radę i czy będę jeszcze przy tym w miarę poprawną Matką.
Są chwile, kiedy na tę dwójkę pokrzykuję jak Boska w Rodzince.pl i chodzę zirytowana a co dopiero jak na kolejne ramię dojdzie mi mały Czarodziejek?
Czarodziejka odkąd zaczęła chodzić stwierdziła, że moje zdanie i moje prośby ma w głębokim poważaniu. Z uśmiechem na ustach i wrodzonym urokiem osobistym, robi co chce, a ja próbuję z tym walczyć. W tym momencie dziękuję (komu trzeba) za przedszkole... i że kiedy latam za nią, proszę, krzyczę, walczę, łapię - Czarodziej siedzi w przedszkolu. Ale jak sobie myślę, ze dojdzie mi drugi jeszcze taki Czarodziejek - to mi chwilami słabo... :). Młoda ciągle się buntuje i wszystko co przerabiałyśmy i co już tak dobrze nam wychodziło - robi na opak albo w ogóle.
Rzuca talerzami, piciem, bije, krzyczy i kategorycznie nie znosi sprzeciwu!
Ja myślałam, że Czarodziej był ciężki... No właśnie... co u Czarodzieja? Stara się choć jego natura rozrabiaki jest od niego ewidentnie silniejsza. Nie dokucza, nie jest złośliwy ale jednak nadpobudliwość powoduje że ciągle się rusza, gada i często przeszkadza... Ostatnio proponując mu treningi Judo usłyszałam od niego, że nie może bo na Judo chodzi jego przyjaciel Staś a jak będą tam oboje, to będą ciągle siedzieć na karze zamiast ćwiczyć... Opadły mi ręce... zapytałam "czy nie lepiej być grzecznym?" - odpowiedział że ze Stasiem nie potrafią... Są lepsze tygodnie, są gorsze - efekt taki, że w wyniku losowania Stasiu wylatuje do innej grupy bo Nauczycielki nie radzą sobie z duetem Staś i Czarodziej...
Wiem, wiem "DAM RADĘ" - słyszę to na co dzień od bliskich, miło wiedzieć, że we mnie wierzą :)
Co u nas? Remontujemy się. Namiętnie i prędko ale z poczuciem oddechu czasu na plecach. Wybieramy kafelki, podłogi, łazienki a ja - pomimo, że jestem kobietą - cholernie za tym nie przepadam. Chyba moje kobiece poczucie wyobraźni i estetyki gdzieś do końca się prawidłowo nie rozwinęło...
Czekam z wielką niecierpliwością na przeprowadzkę do nowego mieszkania, gdzie w końcu będę mieć - UWAGA - sypialnię z oknem !!! Tak, w Stanach biuro z oknem to prestiż a dla mnie mała, malutka, maluteńka - oby z oknem - własna sypialnia! Z drzwiami zamykanymi aby nie słyszeć tych wszystkich sobotnio-rannych pisków, krzyków, biegania - bo jedno muszę przyznać, w sobotę i niedzielę Mąż daje mi spać ile chcę - tylko jak tu spać jak przesuwne, niedomykające się drzwi potrafi nawet otworzyć kot? - a co dopiero te małe krzykliwe Szkodniki?
I za cholerę tej sypialni nie oddam nikomu - te trzy Potworki będą musiały podzielić się pozostałymi dwoma sypialniami między sobą... - patrzę i nie wierzę, jak spokojnie wyglądają na tym zdjęciu :).
Urocze Szkodniki, pewnie coś tam konspirują pod oknem;) Cieszysz się na nową sypialnię czy nową całość?
OdpowiedzUsuńI na to i na to :)
UsuńWlasna przyjemnosc - sypialnia
Duzy komfort ogolny - nowe mieszkanie
:)